Lata okupacji w Warszawie

Z przekazów rodzinnych od strony rodziny mojej mamy poza wspomnianą wizytą Niemców w domu Felicji (z domu Woyciechowskiej) i Wacława Wiśniewskich w 1939 r. kilka równie ciekawych informacji.

KONINA – Prababcia Felicja opowiadała swojej wnuczce a mojej mamie iż w trakcie bombardowań Warszawy w 1939 r. cyt. „jak koń padł” to to się … jadło, ograniczona żywność, mięso z koniny podobno było bardzo dobre. Należy pamiętać iż jadło się to, co  w danym momencie można było wykorzystać na posiłek.

PRADZIADEK W GRANATOWEJ POLICJI – Wacław Wiśniewski służył w Policji Państwowej. W czasie okupacji służył również w Granatowej Policji . To nie sumienie patriotyczne (służyć Niemcom czy nie), tylko fakt, iż był wcześniej Policjantem (odznaczonym przez marsz. Piłsudskiego), Niemcy zachowali jednostki, a pradziadek Wacław musiał utrzymać rodzinę. Przez całe życie zawodowe był w Policji. Dzięki temu uratował syna Władysława (mojego dziadka) z łapanki. Już był na „budzie”, gdy akurat przechodził Wacław. Dzięki Bogu udało się wyrwać Władka Niemcom. 

CEBULA NA ELSNEROWIE I UTRACIE

W granicach dzisiejszego Targówka zlokalizowane są rejony Elsnerów i Utrata. Na Elsnerowie Pradziadkowie mieli zresztą działkę ok. 1000 m kw. którą po 1945 r. za śmieszne pieniądze komuna zabrała (dzisiaj biegną górą na terenem rury od Kawęczyna). W 1944 r. jak ludzie chodzili po tutejszych polach szukając żywności prababcia opowiadała iż jak ktoś ze zbierających warzywa z pola zobaczywszy Niemców uciekał – strzelali, jak zbierał spokojnie – to nie. Trudno uwierzyć w „humanitaryzm” Niemców w owym czasie. Być może dotyczyło to akurat napotkanego patrolu, w ujęciu jednostkowym. Tak jednak podobno było. 

HANDEL ULICZNY 

Na porządku dziennym każdego, by się utrzymać przy życiu. Prababcia Felicja zachowała smykałkę w tym względzie także po wojnie. Handlując futrami we wczesnym latach 50 XX W. na praskim bazarze na Strzeleckiej, z małą Asią – czyli moją mamą (Joanna Wiśniewska). 

UKRYWANIE ŻYDÓW

Tak. Prababcia Felicja ukrywała Żydów mieszkając chwilowo na Kowieńskiej. Żydów ukrywali w piwnicach. Z tego co wiem po latach osoby te spotkały się z prababcią, dziękując za pomoc. Normalny odruch pomocy dla drugiego człowieka w trudnych dla wszystkich czasach. 

„Przyjechał po swoją śmierć” jak mawiał ksiądz proboszcz

Antoni Kanty, syn Szymona urodził się w 1901 r. W nawiązaniu do miejsca urodzin mojej babci Apoloni Kanty – kaszubskiej wsi Wiele, hipotetycznie (na podstawie informacji pochodzących z przekazów rodzinnych) zakłada się iż urodził się on w równie małej – co Wiele miejscowości o nazwie Kalisz. W momencie narodzin babci Apoloni (25 listopada 1922 r.) żona Antoniego – Franciszka z domu Erbetowska była nauczycielką w lokalnej szkole, tam też mieszkając (kwatera mieszkalna w budynku szkoły). Być może również po ślubie państwo Kanty mieszkali tam razem, tego dotychczas nie ustalono.

O Antonim wiadomo natomiast iż wyrabiał znakomitą cegłę (mieszkając w dalszym ciągu na Kaszubach). Z tego też względu zostaje zaproszony przez proboszcza parafii w Sztabinie do odbudowy lokalnej świątyni z racji zniszczeń (m.in. ślady po kulach) powstałych w czasie I wojny Światowej. Państwo Kanty wraz z córką Apolonią przenoszą się zatem do miejscowości Kamień, w gminie Sztabin i tu pozostają w osiedleniu. Prawdopodobnie już w Kamieniu rodzi się syn Antoniego Kantego, rodzony brat babci Apoloni – Jan i siostra Helena.
Żona Antoniego umiera młodo (1928 r.), ten żeni się po raz drugi ze Stefanią (ur. w 1900 r.) z czego rodzą się Teresa, Gienia i prawdopodobnie Maryla.

Nie znane są losy rodziny Kantych podczas II wojny światowej. Wiadomo tylko (z przekazów rodzinnych) iż pradziadek działał aktywnie w strukturach Armii Krajowej w stopniu majora.  Hipotezę wzmożonej aktywności konspiracyjnej potwierdzałoby zatrzymanie mjr AK Antoniego Kanty przez Oddziały Armii Czerwonej i UB w Kamieniu, w lipcu 1945 r., gdyż dużo wcześniej (zgodnie z przyjętą metodologią działań jednostki rosyjskiego kontrwywiadu (Smiersz) przygotowywano listy (z danymi osobowymi i adresami aktywnych uczestników AK, za pośrednictwem Gwardii Ludowej/Armii Ludowej i funkcjonariuszy NKGB przekazywano je do Moskwy).

Gdy weszli do wsi Kamień  zabrali Antoniego i wielu innych gospodarzy. Moja babcia, córka Antoniego Apolonia, mimo słusznego już wieku w momencie przekazu tej historii miała w pamięci ten obraz – związanych drutem prowadzili ich…a ona wtedy 23 – letnia dziewczyna, biegła za nimi krzycząc “tato, tato”.

Łącznie szacuje się liczbę zatrzymanych w tej operacji (tzw. Obława Augustowska) na prawie 2000 osób. Zamknięto ich w tzw. obozach filtracyjnych poddając torturom, przesłuchując, przetrzymując skrępowanych drutem kolczastym w dołach zalanych wodą, pod gołym niebem.

Część z zatrzymanych po przesłuchaniach wróciła do domu, jednakże grupę uprzednio wytypowanych 600 osób (na podstawie wspomnianych powyżej list Smierszu, konfidentów) umieszczono w samochodach ciężarowych, wywożąc ich w nieznanym kierunku. Jednym z hipotetycznych miejsc wywozu i rozstrzelania są podobno okolice Grodna.

Na pamiątkę ofiar mordu w tzw. Obławie Augustowskiej w Gibach utworzono symboliczny grób z krzyżem, z głazami na których wyryto nazwiska rozstrzelanych, rokrocznie odbywają się tu uroczyści ku czci pomordowanych. Faktycznego grobu 600 osób zabitych wtedy przez Armię Czerwoną i UB do tej pory nie odnaleziono.

Z informacji mi wiadomych względem osób poszkodowanych w wyniku mordu (rodziny, dzieci) babcia Apolonia Kanty była uczestniczką w sprawie sądowej w Polsce (Augustów), gdzie jako winnych mordu uznano agresora radzieckiego i polskie władze komunistyczne.

 Marcin Bartłomiej Olszewski, prawnuk

„Śpij matka śpij”

Był rok 1939, początek okupacji niemieckiej na ziemiach polskich. Wczesnym rankiem do mieszkania prababci Felicji de domo Woyciechowskiej primo voto Wiśniewskiej (babcia mojej mamy, siostrzenica barona von Bocka) w Warszawie, ktoś gwałtownie załomotał do drzwi. Prababcia Felicja otworzyła. W drzwiach stali żandarmi. Weszli do środka, rozpoczęli rozglądać się po izbach, przeglądać książki, nie odpowiadając na pytania co do celu swego najścia. Na wieszaku wisiał płaszcz pradziadka Wacława o barwie munduru wojskowego. Spojrzeli na ten płaszcz, popatrzyli na zaspaną i przestraszoną prababcię – jeden z nich łamaną polszczyzną rzekł – śpij matka, śpij. Odeszli.

Młodość z karabinem w lesie

Czesław Olszewski, urodzony na Podlasiu w miejscowości Jamiołki – Piotrowięta  (obecnie gmina Sokoły, powiat wysokomazowiecki), rocznik 1924 r. W 1939 r. wybuch II wojny światowej zastaje go w domu, podczas gdy wielu mężczyzn z najbliższej rodziny walczy w munurach ułańskich z najeźdzcą. 

Po klęsce wrześniowej, 15 – letni Czesław wraz z wieloma innymi z rodziny oraz od sąsiadów idzie do lasu. Walczy w szeregach chyba najpopularniejszej (pod względem liczebnościowym, skali działania) organizacji wojskowej w tamtym rejonie – Narodowych Siłach Zbrojnych. 

Obecna wiedza nie pozwala mi na dokładne prześledzenie kwestii związanych z pseudonimem dziadka Czesława (konspiracja), jak również dotyczących stoczonych bitew, potyczek. Większość danych w tym względzie posiadam z przekazów rodzinnych. 

Walczył od 1939 do 1946. Czy młody chłopak może myśleć w lesie o polityce? Nie. Myślę iż przekaz jest prosty – weszli Niemcy, bijemy się z Niemcami, potem weszli Ruscy, LWP, KBW, nadszedł czas na kolejnego najeźdzcę który gwałcił, palił, rabował. Co młody chłopak może myśleć? – bronię swojego, ojczyzny, ziemi, rodziny.

Poza bitwami, jak złapali Niemców, nie patyczkowali się. Dziadek także ich rozwalał. Jak wchodzili do wsi po żywność, dziadek na koniu, mówili we wsi że po „kontrybucję przyszli”. Do tej pory mówią na nich w Jamiołkach „bandy z lasu” a na pamiątkę stoją kamienne głazy. 

W zimie 1945 r. do Jamiołk weszli Rosjanie, kto nie dał kożucha to pepeszą po brzuchu. To co mieli ludzie robić wobec gwałtu i nowego porządku ludowego? Dalej walczyli. Nie wiem w jakich okolicznościach ale dziadkowi podważali i wyrywali paznokcie. 

Na pewno będę starał się dotrzeć do dalszych informacji. Dziadek nie miał dzieciństwa. Wojna dała mu obraz zniszczeń, krzywdy, okupantów, karabin do ręki. 

Cześć jego pamięci….

Stanisław Olszewski i Urząd Bezpieczeństwa

Kolejnym przykładem postępowania UB wobec przeciwników systemu komunistycznego niech będzie aresztowanie 17 listopada 1945 r., w wyniku zeznań Tadeusza Bonarowskiego z Laskowca, Stanisława Olszewskiego ze wsi Olszewo Przyborowo gm. Rutki. Jeszcze w zabudowaniach gospodarczych zażądano od niego wydania broni, a kiedy odmówił został pobity nogą od krzesła oraz kolbami karabinów. Obu zatrzymanych załadowano na samochód ciężarowy i zawieziono do PUBP w Łomży. Na miejscu Bonarowski zaprzeczył jakoby miał z Olszewskim coś wspólnego i stwierdził, że współpracował nie z nim lecz z jego stryjem. Olszewskiego zabrano następnie do oddzielnego pomieszczenia, w którym zaczęto bić go żelaznymi prętami po całym ciele, trwało to pół godziny i uczestniczyło w tym siedmiu funkcjonariuszy. Po takim przesłuchaniu zaprowadzono go do celi, w której przebywało już kilkunastu zatrzymanych. W ciągu następnych dni był bity jeszcze kilkanaście razy. W areszcie przebywał do 25 grudnia 1945 r. bez jakiegokolwiek nakazu prokuratorskiego. Dwa tygodnie po jego zatrzymaniu wprowadzono do celi Antoniego Mateuszczyka z Bronowa, zatrzymanego w rewanżu za wytoczenie przed wojną sprawy mieszkańcowi tej wsi Sikorskiemu, który po jej zakończeniu wstąpił do PUBP. Po jednym z przesłuchań został on nieprzytomny wrzucony do celi, gdzie nie odzyskał już przytomności i zmarł. Ciało jego zostało zabrane przez dwóch funkcjonariuszy, co było dalej, nie wiadomo. Podobny los spotkał ojca Haliny Boguskiej, Bolesława Korytkowskiego zamieszkałego we wsi Grzymały Szczepankowskie. Wiosną 1946 r. został on zatrzymany przez UB i od tego momentu wszelki ślad po nim zaginął. Mimo kilkakrotnego dowiadywania się w siedzibie PUBP na ul. Nowogrodzkiej nie ustalono co się z nim dalej stało, nie odnaleziono też jego ciała.

Sztabin 2011 prace nad grobem Franciszki Kanty

Sztabin 2011 r. Opieka nad rodzinnymi grobami. W dniach 7-8 października 2011 r., reprezentanci rodu Olszewskich Jan (mój tata), Jacek (mój brat) i ja odwiedziliśmy rodzinne strony na Podlasiu. Celem naszej wizyty w Sztabinie k/Augustowa  była realizacja prac porządkowych przy grobie ś.p.  Franciszki Erbetowskiej, babci taty, prababci mojej i Jacka. Realizacja prac odbywała się w ramach sesji projektu  Opieka nad rodzinnymi grobami.


Franciszka Erbetowska (1901 – 1929) urodziła się w kaszubskiej wsi Wiele. Była żoną Antoniego Kanty, mamą Apoloni (później Olszewska) i Jana. W miejscowości Wiele pracowała jako nauczycielka. W okresie dwudziestolecia międzywojennego wraz z najbliższą rodziną Franciszka przenosi się z Kaszub, do miejscowości Kamień w Augustowskiem.  Rodzina Kanty przybywa na zaproszenie miejscowego proboszcza z parafii w Sztabinie, gdzie Antoni posiadając cegielnię wniósł znaczny wkład w odbudowę miejscowego kościoła (na skutek zniszczeń podczas I wojny światowej). Mając 28 lat (1929 r.) Franciszka umiera, osierociwszy męża i dwójkę dzieci.
W przeddzień wizyty na cmentarzu, odwiedziliśmy Jamiołki – Piotrowięta (gmina Sokoły, powiat wysokomazowiecki) by odwiedzić gniazda rodziny Olszewskich (stryjów Kazimierza i stryja Jana), Zambrów (spotkanie z naszą rodziną Mazewskich).  Po noclegu, wczesnym rankiem wyruszyliśmy dalej, by około południa być już cmentarzu w Sztabinie. Na całokształt naszych prac składały się malowanie krzyża, usunięcie chwastów, utworzenie grodzenia i zawieszenie tabliczki. Na koniec oddaliśmy cześć Franciszce modlitwą i chwilami ciszy.
W Sztabinie również nie obyło się bez spotkań rodzinnych. Spotkaliśmy siostrę babci Teresę Nawrocką z domu Kanty (ciocia mojego taty). Po odwiedzeniu grobów (w tym symbolicznego grobu męża Franciszki, majora AK Antoniego Kanty, zamordowanego w lipcu 1945 r. przez Armię Czerwoną i LWP w ramach tzw. Obławy Augustowskiej), odwiedziliśmy jeszcze dom naszej rodziny Popławskich. Na wieczór 8 października powróciliśmy do Warszawy.   Marcin Bartłomiej Olszewski

Ku pamięci Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego

W październiku 2007 r. Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński w ramach odwiedzin najlepszego pod względem wyników gospodarstwa rolnego w powiecie, odwiedził zagrodę mojego brata stryjecznego, Wiesława Olszewskiego i jego rodziny w miejcowości Wnory – Wiechy (gmina Kulesze Kościelne, powiat wysokomazowiecki, województwo podlaskie). W spotkaniu uczestniczyli m.in. mój brat Wiesław, bratowa Celina, bratanice Emilka i Karolina, bratankowie Tomek i Mariusz, stryj Kazimierz Olszewscy.

Mimo powagi atmosfery na zewnątrz (namioty, ochrona itd.) w domu Pan Prezydent był jak każdy z nas zwykłych ludzi, naturalny, uśmiechnięty, można było z nim porozmawiać o wszystkim. Pan Prezydent w żaden sposób nie dał odczuć domowników, iż traktuje ich z góry. Wręcz przeciwnie. Serdeczna atmosfera udzielała się do końca spotkania. Na końcu rodzina Olszewskich uwieczniła wspólnie spędzony czas z Panem Prezydentem na pamiątkowym zdjęciu rodzinnym, traktując gościa w osobie Prezydenta – przede wszystkim jako człowieka, który został z należytym szacunkiem przyjęty i ugoszczony.

Mowa pożegnalna dla Babci

Panie i Panowie, drodzy goście, czcigodna rodzino, żegnamy dziś Apolonię Olszewską z domu Kanty. Czy naprawdę żegnamy? Nie. Kiedyś spotkamy się z nią na niebiańskich łąkach, bo takie jest nasze przeznaczenie. Pozostaje w naszych sercach, wspomnieniach. W rzeczach wielkich, jak malarstwo, muzyka, które dzięki talentom danym od Boga będą ją przypominać. W kolorach kwiatów i pejzaży, w dźwiękach organów ….
Przeżyła roboty w Niemczech podczas II wojny światowej. Ledwo  umilkły działa frontów, biegła za aresztowanym przez NKWD ojcem, mjr AK Antonim Kanty. Okrzyk „tato, tato”, ręce skute drutem i … wiadomość o mordzie ojca, kolejny wstrząs dla 23 – letniej wtedy córki.   
Mimo wielu przykrych zdarzeń, potrafiła sprostać życiu codziennemu, samotnie wychowując troje dzieci po śmierci męża Czesława. Pozostanie dla nas wzorem przekładającym wygody nad trud i powinności, jako kochająca córka, żona, mama, babcia.
Nade wszystko kochała rodzinę. Jako żona Czesława, mama Danuty, Jana, Grażyny. Z nieustannym uśmiechem, cierpliwością i zabawą wobec dzieci, wnucząt, prawnucząt. Z życzliwością dla gości w domu, znajomych.
Kiedyś, malując obrazy rzekła do mnie „Pamiętaj, aby przede wszystkim być dobrym i życzliwym wobec ludzi”. Jej mądrość, nauka w wychowaniu rodzinnym stała się drogowskazem dla kolejnych pokoleń. Dzięki Apoloni nasz świat jest dobrą drogą postępowań człowieka. Odkryliśmy także, jak można patrzeć na świat – ten stworzony przez Boga i ten zatrzymany w czasie. W jej pięknych obrazach, gdzie kwiaty jak żywe, a pejzaż gdyby mógł, zadrgał by uniesieniem wiatru.  W poruszanych klawiszy organów. W zapachu ciepła i tradycji domu, także w tradycyjnej kuchni.
Kochaliście ją przez całe życie. Wiem że byłaby tym zachwycona. Pamiętacie jej niezwykłą gościnność, serdeczny uśmiech, dwa dołki (które odziedziczyłem w policzkach), wspaniałą sztukę w różnorodnych formach. Przepis na Kutię zabierze ze sobą do grobu. Babcia wspaniale potrafiła się cieszyć. Mam nadzieję że zapamiętacie ją właśnie taką. Spójrzcie na jej obrazy, muzykę i zapamiętajcie ją jako najwspanialszego człowieka o wielkim sercu.
Apolonio, nie żegnamy się … Jesteś wśród nas, duszą, wartością, sztuką… Dziś podasz ręce tacie Antoniemu i mamie Franciszce Erbetowskiej, by podążyć ku łąkom niebiańskim. Od dziś także ponownie rozstawisz sztalugę, dobierzesz farby, by kwiaty i pejzaże w niebie przenieść na płótno. By zagrać na organach chórałowi Aniołów.
Zawsze byłaś i będziesz z nami, także tu i teraz głaszcząc nas po buziach z wiecznym uśmiechem na twarzy…
Mamo, babciu, prababciu, Pani Apolonio … dziękujemy za wszystko

Jan Olszewski (1946 – 2014)

W dniu 1 kwietnia 2014 r., o godz. 14.00 odszedł do domu Pana, ojciec mój, Jan Olszewski. Z uśmiechem i historią, dobrą książką, z sympatią do sztuki (m.in. teatru), sportu (były zawodnik klubu Mazur Ełk w boksie), jazdy konnej, rodzinnej genealogii, z szacunkiem do ludzi. Nauczyłeś mnie historii, życia, walki, spokoju. Wszystkiego, czego mogłeś. Teraz konno będziesz pokonywał niebiańskie przestworza. Dostałeś imię po bracie swojego taty – Janie Olszewskim, zw. Katyńskim (zam. w kwietniu 1940 r., w Twerze). Imię Jan towarzyszy rodzinie od wieków. Imię Jan, z szacunku wobec Ciebie, jako mojego ojca osoby ma również mój syn – Jan Marcin Olszewski. Z kontynuacją przekazanych przez Ciebie wartości. DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO, TATO ….

MOWA POŻEGNALNA NA POGRZEBIE TATY

Moi drodzy, żegnamy dziś Jana Olszewskiego, syna Apolonii i Czesława, naszego ojca, brata, wujka, kolegę. Pisząc ten tekst po północy przed pogrzebem, będąc już mocno zmęczonym, przypomniała mi się scena z naszego wspólnego życia, gdy po nocnej jeździe z Warszawy, krótkim śnie, ujrzałem poranek na Mazurach w Klusach /Orzysza – miejscu urodzenia taty. Wtedy też byliśmy zmęczeni. Sama radość dotarcia do początku życia ojca, dla mnie jako chcącego poznać, dla niego chcącego pokazać była czymś wielkim.  

Początek życia z Twoich opowieści. Wiele scen. Biegnący sąsiedzi do Apolonii i Czesława „bo mały Janek się topi w jeziorze”. Zadowolenie Twej mamy a mojej babci, z uwagi na wielki talent i dobrze zapowiadającą się karierę bokserską w klubie Mazur Ełk. Miałeś serce do walki o życie, brałeś je takim, jakie w danym momencie dał Ci los.

Przemierzając tereny Ełku, Łomży wsłuchując się w Twe relacje odnotowałem w myślach fakt główny. Bardzo kochałeś swoją rodzinę. Do końca. Od zawsze pomocny rodzicom, Apolonii, Czesławowi. Z wielu naszych wspólnych rozmów płynie wielka miłość do sióstr – Danuty i Grażyny. Od małego trzymaliście się razem, w dobrych i złych chwilach. Kochany brat.

Dzięki swemu ojcu, Czesławowi „zaraziłeś się” miłością do gniazd naszych rodzin, obecnych  także tu i teraz. Zawsze śmiałeś się ze mnie ze dzwonię na Podlasie „iż będę”. Ty jechałeś i byłeś. Zawsze lubiany, zawsze z przygodami. Gdy miałem 10 lat zaraziłeś mnie tym samym. Szacunkiem do rodziny. Wartością poznawczą. Nieważnie gdzie jesteśmy. Ważne skąd pochodzimy. To jest dla mnie święte.

Jako mały dzieciak zadałem Ci w domu pytanie „co czytasz”? I zaczęła się przygoda z historią. Dzięki Tobie już w 7 roku życia w 1983 r. przed szkołą wiedziałem o Katyniu. Godzinami słuchałem Twych opowieści o pradziadku, majorze AK Antonim Kanty, braciach dziadka służących w 2 Pułku Ułanów Grochowskich im. Generała Józefa Dwernickiego, czy partyzanckiej służbie dziadka Czesława w Narodowych Siłach Zbrojnych. Byłeś kopalnią wiedzy. Przede wszystkim powtarzałeś iż aby zrozumieć historię, trzeba sięgać do genezy, analizować okres publikacji, wyciągać wnioski. To kolejny przykład przełożenia pasji – tym razem do historii, książek z ojca na syna. Nauczyłeś mnie jak patrzeć na świat historii, jak go rozumieć. Dostałeś imię po bracie ojca – Janie Olszewskim  zwanym Katyńskim zamordowanym przez Rosjan w kwietniu 1940 r. w Twerze. Od imienia do historii.

Poczucie humoru. Czasami mówiłeś tak, iż trudno było uwierzyć, czy to prawda i łatwo było się nabrać. Często śmialiśmy się do rozpuku z różnych sytuacji. Oczywiście, że nie o wszystkich opowiem, bo zostawiliśmy to tylko dla siebie. Do każdego z uśmiechem, żartem, pomocą. Miałeś wielkie serce i dobroć wobec ludzi, także nieznajomych.

Nie płaczę, bo wiem że Tego byś nie chciał. Byłeś bardzo wrażliwym człowiekiem, jednocześnie jeżeli taka była potrzeba twardo pochodząc do pewnych spraw. Jak smakuje życie, tak smakuje życie. Pokazywałeś je nam takie jakie jest, nazywając rzeczy po imieniu.

Dzisiaj żegnamy Cię ku tej ostatniej z dróg. Odchodzisz ku spotkaniu  z rodzicami: Apolonią, Czesławem, jak również Twoimi bezpośrednimi przodkami w osobach m.in. Teofila i Walerii Jamiołkowskiej, Jana i Reginy Śleszyńskiej, Józefa i Gertrudy Modzelewskiej, Franciszka i Elżbiety Kruszewskiej, Wojciecha i Marcyanny Janiszewskiej, jak również protoplasty rodu Olszewskich, rycerza Włosta z Maruszyna założyciela Olszewa Przyborowa.

Bierz konia, jak zwykle ściśnij udami i jedź ku niebieskim przestworzom, korzystaj z niebiańskich bibliotek i ksiąg historycznych.

Nigdy już nie pojawi się na naszej rodzinnej ziemi tak wspaniały człowiek jak ty. Dzisiaj żegnamy Cię, ale kiedyś będziemy znów będziemy razem. Kiedy patrzę na swego syna a twego wnuka Jana Marcina Olszewskiego – nawet nie masz pojęcia jak się cieszę iż mam Jana na ziemi. Naznaczyłeś go w ostatnich rozmowach na swego następcę – niech się stanie zgodnie z Twoją wolą, sam podjąłeś decyzję w oparciu o obserwacje.

Żegnaj ojcze, bracie, wujku, kolego. Przede wszystkim wspaniały człowieku. JANIE, KOCHAMY CIĘ I NIGDY NIE ZAPOMNIMY.  

Pamięci zmarłym

Ku czci wszystkim którzy odeszli z tego świata, a którym zawdzięczamy tak wiele. Requiescat in pace. Amen.

Spotkanie w mieście oczekujących 

Spotykamy się w każdą niedzielę, o tej samej porze,
Czas nie kończy się wraz z zamknięciem oczu,
Na głową szarość dnia i chmury,
Przeglądające się w przetartym kamieniu marmuru,

Rozpalam płomień ciepła nad naszymi duszami,
Okrywam je przed płaczem aniołów nad ludzkim losem,
Modlę się….
Drzewa wznoszą ku niebu suche ze starości ręce,

Wędrujemy wciąż w poszukiwaniu siebie,
Ja po alejach uśpionego Miasta Oczekujących,
Wy po miejscach swoich niedokończonych spraw,
W pół drogi, pomiędzy życiem a śmiercią,

…..pamiętam

Kiedyś się spotkamy, kilkanaście pięter wyżej,
W błękitnej poczekalni Sądu Ostatecznego,
Oczekując na kierunek dalszej drogi,
Bo wielką niewiadomą jest przeznaczenie,

Dziś rozmawiamy tam, gdzie czas nas zastał,
Szukając odpowiedzi na to, czego nam zabrakło,
Co straciliśmy, gdy w sercu pozostała pamięć,
I łzy Aniołów zastygłe snem spokojnym na wszystkim,

Płomień zamyślenia szarpie strunami wiatr,
Światło znicza może zgaśnie, lecz nie światło nadziei,
Że kiedyś zobaczę Was powstałych z mroku ziemi,
Kocham, dlatego tu jestem.

Marcin Bartłomiej Olszewski