Pradziadek Wacław Wiśniewski. Z opowieści mamy człowiek o wielkim sercu i spokoju. Pochodził z Mławy, miał rodzeństwo. Był policjantem w Policji Państwowej. Pamiętam jak dziś zdjęcie pokazywane mi przez mamę, mojego pradziadka w mundurze w wysokich butach „na błysk” i z szerokim pasem. W 1916 r. żeni się z Felicją Woyciechowską. Ślub w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Loretańskiej przy ul. Ratuszowej na warszawskiej Pradze. Mieszkają w kamienicy przy ul. Wileńskiej pod nr 29, w której i ja później spędziłem całe swoje dzieciństwo. Pradziadek miał swój rewir na Pradze. Szanował ludzi i był szanowany. Odznaczony przez marsz. Józefa Piłsudskiego. W czasie okupacji jako granatowy policjant – nie zrezygnował ze służby, chciał utrzymać rodzinę, pracować tam gdzie pracował. W tym czasie cudem uratował syna – mojego dziadka Władysława z łapanki. Po wojnie w Policji do przejścia na emeryturę (na marginesie był człowiekiem przedwojennej daty, dla nowej władzy, „do odstawienia”. Cierpliwy wobec „małej Aśki” (tak pieszczotliwie nazywał swoją wnuczkę Joannę Danutę Wiśniewską – moją mamę, córkę Władysława i Leokadii z domu Żmuda). Gdy pozostawiła na talerzu zupy „wianuszek” nie zjedzonych kawałków marchewki, fasolki itd. Mawiał „chodź Aśka” i cierpliwie ją karmił. Jednocześnie z ciężką ręką wobec Władysława, gdy ten przyszedł do domu na lekkim rauszu – szeroki pas szedł ruch, nieważne że Władysław miał ok. 30 lat. Pradziadek był zwolennikiem miru domowego. Zmarł na prostatę. Zawsze w mojej pamięci, w mundurze, krótko ostrzyżony, uśmiechnięty. Takim pozostaniesz … Marcin Bartłomiej Olszewski
Miesiąc: styczeń 2021
Zobaczyć i umrzeć
To historia, która zdarzyła się w drugiej połowie lat 90 XX w. Byłem wtedy z tatą na tradycyjnej z naszej strony wyprawie ku odkrywaniu naszych miejsc rodzinnych. Będąc w Ełku, podjechaliśmy do Ruskiej Wsi, miejscowość nieopodal. Mieszkała tam rodzona siostra babci Apolloni Olszewskiej – Helena. Przyjechaliśmy. Pamiętam zdjęcie jak obydwie siostry – Apollonia i Helena stały razem, podobne do siebie, jak dwie krople wody. Po krótkiej wizycie z tatą wyjechaliśmy z Ruskiej Wsi. Padał deszcz, jacyś Niemcy z Łotwy podwieźli nas do Ełku. Po powrocie do Warszawy dowiedziałem się, iż …po naszej wizycie, siostra babci Apolloni – Helena …umarła w nocy. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem kogoś ze swojej rodziny … po raz pierwszy i … ostatni. Na zdjęciu dom w Ruskiej Wsi w którym odwiedziliśmy siostrę babci Helenę. Mieszkała tam. Dom ten prawdopodobnie był także miejscem zamieszkania (w bliżej nieokreślonym okresie) rodziców babci Apolloni – Antoniego i Franciszki Kanty wraz z dziećmi – Apollonią, Heleną i Janem.
Czołgi w „marszu” żałobnym 13 grudnia 1981 r. (2016)
Poranek. Budzi mnie nietypowy odgłos. Jest 13 grudnia 1981 r. Warszawa. Mam 5 lat i nie rozumiem o co chodzi. Ryk dobeigający z balkonu. Wszyscy w domu śpią biegnę na balkon, a tam …. czołgi w ciągu Alei Gen. Świerczewskiego. Mnóstwo czołgów. Jadą sznurem. Mama wstała nie mówiąc mi jednak o powodzie zaistniałej sytuacji. Nieco później przemówienie pana w okularach i mundurze. Bardzo poważne. Nie wiem o czym mówił, ale już zdałem sobie sprawę jako dziecko, że coś jest nie tak. W mediach ciągły, ponury marsz pogrzebowy. W domu milczenie. Nikt mi nic nie mówi. Nie mogę iść do przedszkola, co budzi moje zdziwienie. Jadę z mamą do pracy. Przy trasie W-Z widzę panów w mundurach z karabinami. Milicja, wojsko. Dla 5-letniego dziecka to powód do obawy. Czułem, że coś się stało. Gdzieś przebijało się wyrażenie „stan wojenny”. Wytłumacz to kilkuletniemu dziecku, które nie może iść do przedszkola. Wieczorem śmigłowce nad naszym balkonem, petardy, albo co innego. Zamieszanie. Nie mogę wyjść na balkon. Mogę tylko patrzeć przez okno. Przez dłuższy czas przyjdzie mi widzieć na ulicach czołgi, żołnierzy, milicję … Wiem, że się bałem. Ja … 5 – letnie dziecko.
Postanowienie Sądu Wojewódzkiego Obława Augustowska
Z Postanowienia Sądu Wojewódzkiego w Suwałkach, II Wydział Karny z dnia 13 lutego 1998 r. w sprawie pradziadka, majora AK Antoniego Kanty zamordowanego w trakcie Obławy Augustowskiej w lipcu 1945 r. „za doznaną krzywdę w związku z zatrzymaniem w lipcu 1945 r. Antoniego Kanty w czasie tzw. obławy przeprowadzonej przez funkcjonariuszy NKWD i UB oraz pozbawieniem go życia, z powodu działalności na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego. W świetle przeprowadzonych dowodów, Antoni Kanty, syn Szymona, został zatrzymany w lipcu 1945 r. w miejscowości Kamień w czasie tzw. „obławy” przeprowadzonej przez funkcjonariuszy NKWD i UB. Z akt przeprowadzonego przez Prokuraturę Wojewódzką postępowania, wynika iż obława została przeprowadzona przez dywizję NKWD Smiersz przy akceptacji i pomocy funkcjonariuszy PUBP w Augustowie i Suwałkach oraz delegowanych pododdziałów Ludowego Wojska Polskiego. Główny Prokurator Wojskowy stwierdza iż aresztowano m.in. 592 obywateli polskich. Aresztowanym nie przedstawiono zarzutów, sprawy karne nie zostały przekazane do sądów a dalsze ich losy są nieznane. W świetle powyższego należy przyjąć, iż Antoni Kanty działał na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego, co potwierdzili także świadkowie. Okoliczności jego zaginięcia wskazują na to, iż z tego powodu został on pozbawiony życia”.
Żmudowie w Auchwitz – Birkenau
Dotychczas – przed uzyskaniem informacji z Archiwum PMAB dysponowałem wiedzą na temat transportu w czasie Powstania Warszawskiego z kamienicy przy ul. Kaczej 6 w Warszawie 3 osób – babci Leokadii Żmudy, prababci Dionizy Żmudy oraz siostry cioctecznej mojej mamy Alina (z męża późniejsza Zdybska). W chwili zatrzymania babcia Leokadia miała 29 lat, prababcia Dioniza – 68, ciocia Alina – 14.
Z przeprowadzonej kwerendy wynika iż zostałe one przywiezione transportem ludności cywilnej do obozu już na początku trwania Powstania, bo 12 sierpnia 1944 r., z obozu przejściowego w Pruszkowie. Leokadia otrzymała numer obozowy 85091.
Z przekazów rodzinnych wiem, iż na babci Leokadii prowadzono eksperymenty poprzez podawanie strychniny. Leokadia przeżyła Auchwitz podobnie jak Dioniza i Alina. Zmarła w 1959 r., kiedy moja mama miała 9 lat. Istnieje prawdpodobieństwo iż odosobniony pobyt w ostatnim okresie życia babci Leokadii ze względów zdrowotnych mógł mieć związek z oddziaływaniem skutków przebywania w obozie koncetracyjnym.
Pośmiertnie Leokadii Żmuda nadano Krzyż Oświęcimski, który w jej imieniu odebrała córka – moja mama – Joanna Wiśniewska.
Źródło: Materiały Archiwum PMAB.
numerowe wykazy transportów przybyłych do KL Auschwitz
wykaz nazwiskowy kobiet przywiezionych do KL Auschwitz po wybuchu powstania (mat. RO)
korespondencja dot. Leokadii Żmudy
Marcin Bartłomiej Olszewski
24 lata, mundur, strzał w tył głowy
Brat mojego dziadka Czesława, Jan Olszewski, był policjantem w służbie czynnej w stopniu posterunkowego (przodownika). W 1939 r. odbywał służbę w Poznaniu. W momencie wybuchu wojny cofnął się na Podlasie, do swoich.
Zabrali ich bodajże w II połowie września, nie było selekcji – to było ok. 6 300 osób z całej Polski – konkretnie służby mundurowe Policji, Korpusu Ochrony Pogranicza. Przewieźli ich to obozu w Ostaszkowie
W tym samym czasie do więzienia w Twerze (Twerska Kalinińska)przybywa Wasilij Błochin rosyjski funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa, tworzy grupę operacyjną wraz z mjr. Nikołajem Siniegubowem i Michaiłem Kriwienko. (Błochin osobiście zastrzelił Tuchaczewskiego, Zinowiewa, Jeżowa). System zbrodni – skórzany fartuch na mundur (by go nie poplamić), obite skórą drzwi w celi śmierci, szybkostrzelny niemiecki Walter, strzał w tył głowy.
Od 5 kwietnia 1940 r. rozpoczynają się egzekucje – dziadek zostaje przewieziony wraz z innymi do więzienia w Twerze. Rozstrzeliwują po ok. 250 dziennie. tylko w celi śmierci (zważywszy na fakt iż w wielu przypadkach Błochin sam strzelał – mógł być osobistym katem mojego przodka). Następnie transport na letnisko kalinińskie NKWD w pobliżu wsi Miednoje.
W 2000 r. założono tam polski cmentarz wojskowy z tabliczkami rozstrzelanych. Pośmiertnie Jan Olszewski został awansowany na st. posterunkowego. Tabliczka z jego imieniem i nazwiskiem jest w kaplicy Katyńskiej Katedry Polowej Wojska Polskiego w Warszawie.
W chwili śmieci miał 24 lata (1916 rocznik). Na pamiątkę w Jamiołkach i okolicznych wsiach nazywają go Jan Olszewski, zw. Katyńskim.
Cześć jego pamięci, niech spoczywa w pokoju.
Benedykt Olszewski i jego „posłowanie”, w listach z Bogusławem Radziwiłłem
Benedykt Olszewski w II połowie XVII w. piastował godność pisarza grodzkiego brańskiego. Uczestniczył również jako poseł w sejmach (m.in. elekcyjnym w 1669 r.), jak również w wielu sejmikach, ponadto jako komisarz w Trybunałach Skarbowych, dochodząc do godności podczaszego bielskiego w 1681 r.
Poniżej prezentuję fragmenty listów w ramach korespondencji z Bogusławem Radziwiłłem z relacji sejmowych, sejmikowych.
- Fragment listu Benedykta Olszewskiego do Bogusława Radziwiłła Radziwiłła z Kiersnowa, 25 lipca 1668 r., cyt. „Sejmik tu nasz nadzwyczaj odprawił się spokojnie, bo bytność pana Cześnika Wielkiego Księstwa Litewskiego pogodziła concurrentów do poselstwa i stanął tedy sam z panem chorążym obaj zgodnie obrani”.
- Fragment listu Benedykta Olszewskiego do Bogusława Radziwiłła Radziwiłła z Kiersnowa, 21 lutego 1665 r., cyt.„od nas zaś (zostali posłami) pan podkomorzy i pan chorąży, a pana pisarza omyliła nadzieja, bo się też wczesniej nie starał confidendo cale mentis suis, że go ta functia minąć nie miała, aż się inaczej stało, czego barzo żałujemy (…)”.
- Fragment listu Benedykta Olszewskiego do Bogusława Radziwiłła Radziwiłła z Kiersnowa, 9 lutego 1667 r., cyt. „Concursem poselstwa mieliśmy niemało, ale niespodziewany gość pan cześnik rozwadził wszystkich, obraliśmy go tego z panem pisarzem ziemskim”.
Lata okupacji w Warszawie
Z przekazów rodzinnych od strony rodziny mojej mamy poza wspomnianą wizytą Niemców w domu Felicji (z domu Woyciechowskiej) i Wacława Wiśniewskich w 1939 r. kilka równie ciekawych informacji.
KONINA – Prababcia Felicja opowiadała swojej wnuczce a mojej mamie iż w trakcie bombardowań Warszawy w 1939 r. cyt. „jak koń padł” to to się … jadło, ograniczona żywność, mięso z koniny podobno było bardzo dobre. Należy pamiętać iż jadło się to, co w danym momencie można było wykorzystać na posiłek.
PRADZIADEK W GRANATOWEJ POLICJI – Wacław Wiśniewski służył w Policji Państwowej. W czasie okupacji służył również w Granatowej Policji . To nie sumienie patriotyczne (służyć Niemcom czy nie), tylko fakt, iż był wcześniej Policjantem (odznaczonym przez marsz. Piłsudskiego), Niemcy zachowali jednostki, a pradziadek Wacław musiał utrzymać rodzinę. Przez całe życie zawodowe był w Policji. Dzięki temu uratował syna Władysława (mojego dziadka) z łapanki. Już był na „budzie”, gdy akurat przechodził Wacław. Dzięki Bogu udało się wyrwać Władka Niemcom.
CEBULA NA ELSNEROWIE I UTRACIE
W granicach dzisiejszego Targówka zlokalizowane są rejony Elsnerów i Utrata. Na Elsnerowie Pradziadkowie mieli zresztą działkę ok. 1000 m kw. którą po 1945 r. za śmieszne pieniądze komuna zabrała (dzisiaj biegną górą na terenem rury od Kawęczyna). W 1944 r. jak ludzie chodzili po tutejszych polach szukając żywności prababcia opowiadała iż jak ktoś ze zbierających warzywa z pola zobaczywszy Niemców uciekał – strzelali, jak zbierał spokojnie – to nie. Trudno uwierzyć w „humanitaryzm” Niemców w owym czasie. Być może dotyczyło to akurat napotkanego patrolu, w ujęciu jednostkowym. Tak jednak podobno było.
HANDEL ULICZNY
Na porządku dziennym każdego, by się utrzymać przy życiu. Prababcia Felicja zachowała smykałkę w tym względzie także po wojnie. Handlując futrami we wczesnym latach 50 XX W. na praskim bazarze na Strzeleckiej, z małą Asią – czyli moją mamą (Joanna Wiśniewska).
UKRYWANIE ŻYDÓW
Tak. Prababcia Felicja ukrywała Żydów mieszkając chwilowo na Kowieńskiej. Żydów ukrywali w piwnicach. Z tego co wiem po latach osoby te spotkały się z prababcią, dziękując za pomoc. Normalny odruch pomocy dla drugiego człowieka w trudnych dla wszystkich czasach.
„Przyjechał po swoją śmierć” jak mawiał ksiądz proboszcz
Antoni Kanty, syn Szymona urodził się w 1901 r. W nawiązaniu do miejsca urodzin mojej babci Apoloni Kanty – kaszubskiej wsi Wiele, hipotetycznie (na podstawie informacji pochodzących z przekazów rodzinnych) zakłada się iż urodził się on w równie małej – co Wiele miejscowości o nazwie Kalisz. W momencie narodzin babci Apoloni (25 listopada 1922 r.) żona Antoniego – Franciszka z domu Erbetowska była nauczycielką w lokalnej szkole, tam też mieszkając (kwatera mieszkalna w budynku szkoły). Być może również po ślubie państwo Kanty mieszkali tam razem, tego dotychczas nie ustalono.
O Antonim wiadomo natomiast iż wyrabiał znakomitą cegłę (mieszkając w dalszym ciągu na Kaszubach). Z tego też względu zostaje zaproszony przez proboszcza parafii w Sztabinie do odbudowy lokalnej świątyni z racji zniszczeń (m.in. ślady po kulach) powstałych w czasie I wojny Światowej. Państwo Kanty wraz z córką Apolonią przenoszą się zatem do miejscowości Kamień, w gminie Sztabin i tu pozostają w osiedleniu. Prawdopodobnie już w Kamieniu rodzi się syn Antoniego Kantego, rodzony brat babci Apoloni – Jan i siostra Helena.
Żona Antoniego umiera młodo (1928 r.), ten żeni się po raz drugi ze Stefanią (ur. w 1900 r.) z czego rodzą się Teresa, Gienia i prawdopodobnie Maryla.
Nie znane są losy rodziny Kantych podczas II wojny światowej. Wiadomo tylko (z przekazów rodzinnych) iż pradziadek działał aktywnie w strukturach Armii Krajowej w stopniu majora. Hipotezę wzmożonej aktywności konspiracyjnej potwierdzałoby zatrzymanie mjr AK Antoniego Kanty przez Oddziały Armii Czerwonej i UB w Kamieniu, w lipcu 1945 r., gdyż dużo wcześniej (zgodnie z przyjętą metodologią działań jednostki rosyjskiego kontrwywiadu (Smiersz) przygotowywano listy (z danymi osobowymi i adresami aktywnych uczestników AK, za pośrednictwem Gwardii Ludowej/Armii Ludowej i funkcjonariuszy NKGB przekazywano je do Moskwy).
Gdy weszli do wsi Kamień zabrali Antoniego i wielu innych gospodarzy. Moja babcia, córka Antoniego Apolonia, mimo słusznego już wieku w momencie przekazu tej historii miała w pamięci ten obraz – związanych drutem prowadzili ich…a ona wtedy 23 – letnia dziewczyna, biegła za nimi krzycząc “tato, tato”.
Łącznie szacuje się liczbę zatrzymanych w tej operacji (tzw. Obława Augustowska) na prawie 2000 osób. Zamknięto ich w tzw. obozach filtracyjnych poddając torturom, przesłuchując, przetrzymując skrępowanych drutem kolczastym w dołach zalanych wodą, pod gołym niebem.
Część z zatrzymanych po przesłuchaniach wróciła do domu, jednakże grupę uprzednio wytypowanych 600 osób (na podstawie wspomnianych powyżej list Smierszu, konfidentów) umieszczono w samochodach ciężarowych, wywożąc ich w nieznanym kierunku. Jednym z hipotetycznych miejsc wywozu i rozstrzelania są podobno okolice Grodna.
Na pamiątkę ofiar mordu w tzw. Obławie Augustowskiej w Gibach utworzono symboliczny grób z krzyżem, z głazami na których wyryto nazwiska rozstrzelanych, rokrocznie odbywają się tu uroczyści ku czci pomordowanych. Faktycznego grobu 600 osób zabitych wtedy przez Armię Czerwoną i UB do tej pory nie odnaleziono.
Z informacji mi wiadomych względem osób poszkodowanych w wyniku mordu (rodziny, dzieci) babcia Apolonia Kanty była uczestniczką w sprawie sądowej w Polsce (Augustów), gdzie jako winnych mordu uznano agresora radzieckiego i polskie władze komunistyczne.
Marcin Bartłomiej Olszewski, prawnuk
„Śpij matka śpij”
Był rok 1939, początek okupacji niemieckiej na ziemiach polskich. Wczesnym rankiem do mieszkania prababci Felicji de domo Woyciechowskiej primo voto Wiśniewskiej (babcia mojej mamy, siostrzenica barona von Bocka) w Warszawie, ktoś gwałtownie załomotał do drzwi. Prababcia Felicja otworzyła. W drzwiach stali żandarmi. Weszli do środka, rozpoczęli rozglądać się po izbach, przeglądać książki, nie odpowiadając na pytania co do celu swego najścia. Na wieszaku wisiał płaszcz pradziadka Wacława o barwie munduru wojskowego. Spojrzeli na ten płaszcz, popatrzyli na zaspaną i przestraszoną prababcię – jeden z nich łamaną polszczyzną rzekł – śpij matka, śpij. Odeszli.