Co po mnie zostanie

Patrzę na Was z dołu, znajome twarze
In nomine Patres et Spiritus Sanctis
Requiescat in Pace, lecą grudy ziemi
Ucieka światło, już ciemno i cicho

Nie słyszę płaczu i łez już nie widzę
Lekki szelest wieńców i wiązanek
Tulących się do ziemi, jak ciało do natury
Kroki, dużo kroków, odchodzą już

Jak ja

Potem wieńce wyniosą do konteneru
Postawią znicze, zapalą papierosy
Pogadają chwilę o mnie, o tym co u kogo
Kilka kroków, odchodzą już

Ja wciąż tutaj

Nikogo już długo nie ma, nikt nie chce
Rozmowy ze zmarłym, który nie ma nic
Do powiedzenia, będzie milczał, a tu każdy
Ma przecież swoje ziemskie problemy
Szybkie pojedyncze kroki

Jestem sam, bo każdy oddala swój moment
Woli o tym nie myśleć dłużej, niż chwilę
Nikt nie wie kiedy, woli o tym nie myśleć
Szybka świeca, modlitwa, do domu żywych

Szczęściem móc odwiedzać groby rodzin
By rozmawiać o wszystkim i niczym, jak dawniej
Kiedy ja przyprowadzę małych, to być może
Jako starsi, przyjdą także do mnie

Ziewanie

Dzień wczesny za oknem autobusu
Sznur samochodów jadących gdziekolwiek
Noc już za nami została wspomnieniem
Mimo wszystko nadal ziewamy

Śpiący na stojąco trzymając się poręczy
W fotelach z nadzieją snu odzyskania
Podnosząc dłonie do ust, bo tam wciąż
Nadchodzi, nieubłaganie ziewanie

Że książka była ciekawa, za film, za pracę
By przedłużyć czas dnia przyjemności
Noc już daleko, jej śmiech w naszym gardle
Biegnie ku ustom które wciąż niewyspane

Z chichotem naiwności wychodzi na zewnątrz
Jak wypomnienie, jak głos sumienia
Gdy snu za mało, tak mało jak na czekanie
Na kolejne, nadchodzące ziewanie

Zabawa

Idziemy torami, nie czekając na autobus
Na zabawę do Wnor, gdzie zobaczę jak jest
Przyjechałem z Warszawy, w strony rodziny
A sobota to czas, gdy stroboskop mruży oczy

Szalik „Legii” na oczach co poniektórych
Potrzymać to sobie możesz
Ktoś z czerwienią „Widzewa” na szyi
Podchodzę, zagaduję, robimy braterstwo
Nie, Legia, Widzew. Podlasie

Piwo leje się w strugach muzyki
Jestem jak w domu, moja krew, dusza
Uśmiech przodków w cieniu cmentarza
Kryjan bawi się, gdzie powinien

Ściana lasu, niektórzy w samochodach
W mroku czas pocałunków, dotyków
Na klawiszach ręce płyną, tłum tańczy
Nad ranem odeśpimy wspomnienia

Tożsamość

Twarz w lustrze godna zaufania
Twarz człowieka, jednego z wielu
Nie szukaj mnie, to Ciebie szukają
Jestem Tobą, kiedy zechcę

Powoli tracisz dorobek życia
Nie czuj się wyróżniony
Jesteś jednym z wielu
Jedenastocyfrowych w ewidencji

Żyjesz, ja żyję dzięki Tobie
Na Twój koszt, Twoją odpowiedzialność
Byłeś, zaciągałeś zobowiązania
Tylko nawet o tym nie wiesz

Twarz zniszczona cierpieniem
Drżenie rąk nad pismami wierzycieli
Obaj nic o sobie nie wiemy
Mając jedną tożsamość

Spektakl

Stoję w tłumie, bo coś się zdarzyło
Przechodziłem obok, dołączyłem do widowni
Leży ktoś, a my patrzymy
Podobno ranny, zwija się z bólu

Darmowy bilet, uliczne kino
Rzesze widzów, jeden aktor tragedii
Nie mnie boli, czuję tylko ciekawość
Co będzie za chwilę

W kolejnym kadrze

Już jadą, jadą, słychać, na sygnale
Przyśpieszenie akcji planu
Zatrzymanie akcji serca
Ostatnie sekwencje minionego życia

Zostając na chwilę w pamięci widzów

Zabierają go, but mu spadł z nogi
Domieszka komedii, uśmiechy na twarzach
Wreszcie można coś pooglądać
To najważniejsze, dla ciekawości

Wartość poznawcza zaspokojona
Nie moja sprawa, odchodzę po wszystkim
Stałem jak wszyscy, nikt się nie ruszył
W milczeniu, bo po co ruszać obcego

Leżę na ziemi zwijając się z bólu
Niebo nade mną, oczy widowni
Gasnę, przypadkiem zostając aktorem
Jednego spektaklu w teatrze życia

Przyjaciel rodziny

Przyjaciel rodziny we własnym mniemaniu
Przez przyjaźń z jednym z członków rodziny
Pomoc i wdzięczność, nauka i praca
Czy to uprawnia do głosu w decyzjach?

Warto być wdzięcznym za pomoc okazaną
Poświęcić wiele w dowód wdzięczności
Czasami jednak, w drodze nietaktu
Przyjaciel rodziny już „prawie” w rodzinie

Pewność siebie, czy zwykłe prostactwo?
Nieopatrzność chwili, gdzie jest granica?
Pomiędzy sprawami w ramach przyjaźni
Kwestiami faktycznie wewnątrz rodzinnymi

Może to pomoc w mniemaniu przyjaciela
Daje tą pewność do przekroczenia
Istotnej granicy przyzwoitości,
Pomiędzy przyjaźnią a marszem z butami

W prywatne życie osób z rodziny

Której jest się przyjacielem

Pod maską twarzy

W odmiennej postaci za każdym razem
Kostium zależny od chwili i potrzeby
Słowa rzucone na stół gry pozoru
Myśli na ostrzu mizerykordii

Scenariusz zdarzeń nie przewiduje
Rozmowy, pomiędzy ludźmi, o sobie
Cień za plecami, gdzie indziej słowa
Bym w słowach o mnie nie do mnie

Przybrał postać idioty

Nie zawsze to co obrazem z oczu
Z lustra szczerości wynika, o naiwności!
Nigdy nie domyślisz się kiedy
Dosięgnie Cię ostrze mizerykordii

Popiół

Oddać siebie, zaufać, wierząc w ten jedyny raz
Kochać, bez względu na wszystkie za i przeciw
Z akceptacją własnej winy i wymogów do spełnienia
„Zmień się, broń się „ Nie zostałem Ideałem Roku

Powrót do rzeki nad niebem nadziei, aby przebaczyć
Poważne słowa, do czasu pierwszych grzmotów błyskawic
Łzy deszczu na twarzach, z krzykiem wypomnień
One zawsze pozostają w talii kart pamięci

Jest dobrze, nie każdy musi pasować do siebie
Ból minął, pod tęczą spokojnego zrozumienia
Dziś oddaleni, podążamy ku własnym światom
Jak te grzmoty burzy, po których pozostał

Popiół spalonego domu

Nadzieja

Ostatnie światła pociągu nadziei
Pojechałeś pomóc duszy swej, ciału
Zostałem z tym wszystkim na peronie
W uścisku serdecznych dłoni przyjaciół

Smutek rozrywa, smutek prowadzi
Ku ciemnym zaułkom dzielnicy
Brzęk drobnych monet, w ręku szkło tanie
Utonąć? Nie. Porozmawiać, przetrwać

Wyszedłem, by nie wylecieć przez okno
Na moście wspominam „Sokoła” i „Juno”
Nie skoczę w toń, choć krew się burzy
Szum rzeki w głowie, improwizacja w ustach

Deklamacja nad rzeką,
Mam nadzieję, że tym razem dasz radę

Dzieci rozdroża

Na rozstaju dróg
Gdzie krzyż na drogę wskazał nam los
Stoimy z opuszczonymi głowami
Bez ciepła rąk i głów
… wtuleni w myślach marzeń

Byliśmy na chwilę w Teatrze zdarzeń
By pozostać w mroku samotności
Bez pożegnania, z poduszką łez
Zastygłych w przyzwyczajenie

Dziś nic nie jest normalne
Nie powrócimy do stanu rzeczy
Wspomnienia w snach, oderwana skała
Pozostawieni w odłamku od nadziei