Czasem

Czasem chwile z dzieciństwa, na skałach policzków łzy
Piwo w ręce, chleb z cebulą, papier i mam wszystko gdzieś
Jak mama
Nie dać się temu co było, walczyć o to co jest

A w razie czego z otwartej walić słowem prosto w pysk
Rzeki czasu nie zawrócę, wpływu na teraźniejszość
Ale mam prawo do życia, lepszego niż było
Twoja radość moim balsamem na duszy

Spokojnie, bez głodu, płaczu, strachu i krzyku
Każdy z nas żyje zgodnie z własnym sumieniem
Gdzieś we śnie przypomina się
Na pewno czasem dzieciństwo

Tylko czy muszą za to cierpieć?

Czasem robi się smutno, w cieniu przeszłości
Tylko na chwilę, pamiętam w oczach, żyję dalej
Może właśnie dlatego kochany Bóg
Za cierpieniem posłał dobroć

Iluzja

Jestem wyrocznią Twojego losu, Panią Twej egzystencji
Na ekranie, w słuchawce, czy w gabinecie
Twój los, moja gra, zaczynamy zabawę o życie
Ty pytasz, ja mówię. Co chcesz usłyszeć

Uśmiech, magia atmosfery, rozkładam karty
Twoja droga
Podaj swoją datę urodzenia
Pragniesz tego samego co wszyscy

Twoje życie bardzo się zmieni
Nowa miłość w życiu, pieniądze, praca
Uwierz w to, o czym marzysz
Każdy los wygrywa, za to mi płacą

Budzisz się oczekując na lepszy czas
Wsparty ręką wróżki masz wielką nadzieję
Że spełni się to o czym wiesz
Czego pragniesz

Nic się nie dzieje? Czar magii prysł?
Przecież tego chciałeś, wysłuchać swoich pragnień!
Nie spełniły się? Wiem dlaczego
Przyjdź do salonu, powiem Ci co zrobić

Przecież zawsze czegoś pragniesz

Pamięć

Noc przewraca z boku na bok myśli o przeszłości
Ognisko wielu bliskich żywot uśpione w popiele
Ciemność wzniesień grobów porośniętych chwastami
Rozpalam w duszy świeczkę pamięci

Na ziemskim padole w tylu miejscach oddaliście tchnienie
Salony miast, chaty wsi,  bezkresne stepy wschodu
Niebo i krzyż na rozstaju dróg w ostatniej chwili takie same
Wszędzie

Zapada mrok zamykanych przez Boga oczu

Modlę się słowami nauczonymi przez was od wieków
„Wieczny odpoczynek racz im dać Panie”
Pierwsze krople deszczu łez na ścianie twarzy
Usta milczą, ramiona wasze w myślach mnie utulą

Kocham was i pamiętam jak mogę. Najprościej

Bo ty musisz

Nie dziecko, tej zabawki nie bierz z półki
Bo ty musisz mieć samochód sterowany
Choć byś nie chciał się tym bawić
Może dla mnie to ambicje
Może mnie to bawi?
 
Na zajęcia dodatkowe kalendarz rozpisany
24 na 24 masz być w życiu kimś, rozumiesz
Ja wiem, że to jest dla Ciebie przydatne
Ty jeszcze tego nie wiesz, dla swojego dobra 
 
Od początku życia wiem lepiej co ważne w życiu
Jako autorytet z zerową punktacją błędów
Słuchaj się, a wyjdziesz na ludzi
Wstajesz i wiesz co robisz, chcesz czy nie chcesz 
Dla twojego dobra
 
Jeżeli dostaniesz w dupę od życia
Bo masz tylko pokazaną jedną stronę
Trudno, takie jest życie, pamiętaj jednak
Bez laurów nie pokazuj się w domu

 Spełniasz moje cele i marzenia
 
Jeżeli spotkamy się na pogrzebie
Bo rzucisz się w akcie desperacji pod pociąg
Po prostu uznam to za swoją porażkę
Zawiodłem się na tobie

 A takie to dobre dziecko było 

Lot ku niebu

Deszcz płacze nad nami
Deszcz płacze nad Polakami
Uniesione skrzydła aniołów  poniosły was
Ku ostatniej podróży

 Potrzebowałeś Panie Boże komuniku
Z prezydentem, duchownymi, politykami, generałami?
Teraz Tobie będą służyć ku chwale Bożej
Jeżeli taka wola

Modlimy się we łzach, spoglądając w chmury
Ostatnie spojrzenie tęsknoty za wami
Zostają saluty, salwy armatnie
Pamięć ku drodze
Ku drodze ostatniej

Głód

Kiedyś  
Szczypta soli, niejedna pomiędzy palcami
Kurki smażone. Tylko w wyobraźni
Wypity sos cytrynowy, ocet z ogórków
I chleb z masłem, ucztą potrzeby bytu

Teraz  

Ból głowy, mroki w oczach, krwotok z nosa
Ale żyję dalej, jeszcze nie ten czas
By nie jeść już nic, z niczego
Jeszcze się najem, jeszcze się napatrzę 

W mroku, żeby nikt nie usłyszał
Schodzę do Krainy zapachów i smaków
Wodzę wzrokiem po bogactwie
Szczęśliwy ten kto zje, bo przeżyje

Biorę to, jeszcze tamto i więcej
Bojąc się, że może już jutro nie będzie
Niech zostanie na talerzu, niech widzę
Jest. Jedzenie, na zapas

 Na zawsze

Pozostał zwyczaj, gdy światło w lodówce
Wskazuje różności i brak decyzji
Kroję plastry cebuli jak niegdyś
Na chlebie z masłem. I szczyptą soli 

Mama – 2010

Modlę się i przytulam do twych pukli włosów
Brakuje mi twego ciepła, brakuje mi naszych rozmów
Kiedyś. Zawsze
Jestem dzieckiem, ojcem
Twoim synem, mamo

 Nauczyłaś mnie żyć, pokazałaś świat
Takim jaki jest i jacy są ludzie
Dałaś mi całą siebie 
Ale ja już nie będę sobą
Bez Ciebie
 
Pamiętam, choć nie ma mnie przy grobie
Jestem duszą, oczami nad Twym ciałem
Bo dla mnie byłaś, jesteś i będziesz
Mamą swego dzieciaczka

 Są i będą łzy, nie zatrzymam tego
Za wcześnie odjechałaś czarnym powozem
Bóg zabrał Cię do Krainy szczęścia
„Za zieloną barierką będzie Ci najlepiej”,
Zostałem sam

Rajzer

Przechodzę przez kładkę nad Śliną, pod „pastuchami”
Nie myślę o tym gdzie czas dnia i nocy zastanie
Mam 10 lat, przyjechałem w ziemie przodków
I tak mi już zostanie, w sercu bilet ku swoim

Tu ciepłe mleko z kożuchem i pajdą chleba
Zapach siana, szelest zawijanego sera w płótnie
Czasem papierówka, wiśnia, marchew z pola
Co daje ziemia, cieszy oczy, podniebienie

Od zagrody do zagrody z kijem chodzę, swój
Przedstawiam się grzecznie, kiwają głowami
„Babcia Jamiołkowska by się cieszyła”
Jestem, by dziękować za to … że jestem

Szukaj mamo, choć wieczór nastał we wsi
Powiedzieli, że jestem na racuchach
Pieczone jabłka, ciasto i bąble od pokrzyw
Warto zasypiać w śpiewie świerszczy 

Bo każdy dzień jest przygodą
 
Mijając pola za oknem pociągu, czy samochodu
Idąc pieszo w skwarze, czy biegiem w deszczu
Zajdę do was, wy do mnie, jak Bóg przykazał
Pamiętać o swoich, żywych i umarłych

Jak o miejscach świętych, w religiach świata

Które za młodu powinieneś odwiedzić
Które w starszeństwie winieneś przekazywać
Z włosem siwym jako ostatnie odwiedzać
Mieć przed oczyma w chwilach ostatnich 

Rajzer – wstęp

Po długim milczeniu nowy zbiór wierszy po tytułem Rajzer. Słowo Rajzer to spolszczona wersja niemieckiego die Reise (podróż), reisen (podróżować). U nas w moich rodzinnych po mieczu stronach w pasie ziemi pomiędzy Łapami a Ostrołęką (Sokoły, Jamiołki – Piotrowięta) rajzerem jest ten co jeździ, podróżuje, odwiedza, jak ja na wakacje, bądź w wolnym czasie do rodziny.
Każdy z nas podąża w sobie tylko znanym kierunku. Każdego z nas niesie. Mojego pradziadka Teofila przeniosło z Olszewa – Przyborowa do Jamiołk, dziadka Czesława przez Klusy, Ełk, Łomżę – pod Warszawę, mojego tatę spod Warszawy do Warszawy, mnie z Warszawy pod Warszawę. To w linii prostej – a ilu nas Olszewskich było co poszli dalej na północy wschód? Podlasie, Litwa, Białoruś? Rajzery.
Stąd rajzerstwo zapisane mamy w duszy. Wiecznie w podróży za widokiem lepszej egzystencji, odpoczynkiem, zapachem pól, mleka.

Wyrocznia

Prawdopodobnie rządzisz całym królestwem
Majestat rzuca na kolana lud i sąsiadów
Ty na portretach, ustach bardów
Bóg dostawcą Twego rozumu

Ja operatorem

W sztuce elekcji nie ma przypadków
Ja Cię wybrałem, ja decyduję
Anioł Stróż każdej Twej myśli, pragnień
Wierzysz, w to, w co chcesz wierzyć

Boisz się, że ktoś się dowie?
O czym wiem, a za co lud by Cię wygnał?
Nie zrobisz nic wbrew Wytycznym
Z łaski Bożej wybrany, autorytet ludu

A myślami tylko przy swej egzystencji?

Miejsce dla ofiar pozostaw w Świątyni
Od pokoleń tak było jest i będzie
Masz potrzebę, idziesz do Wyroczni
Otrzymujesz wiarę w los swego istnienia

I składasz ofiarę. Siebie