Pradziadek Wacław Wiśniewski. Z opowieści mamy człowiek o wielkim sercu i spokoju. Pochodził z Mławy, miał rodzeństwo. Był policjantem w Policji Państwowej. Pamiętam jak dziś zdjęcie pokazywane mi przez mamę, mojego pradziadka w mundurze w wysokich butach „na błysk” i z szerokim pasem. W 1916 r. żeni się z Felicją Woyciechowską. Ślub w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Loretańskiej przy ul. Ratuszowej na warszawskiej Pradze. Mieszkają w kamienicy przy ul. Wileńskiej pod nr 29, w której i ja później spędziłem całe swoje dzieciństwo. Pradziadek miał swój rewir na Pradze. Szanował ludzi i był szanowany. Odznaczony przez marsz. Józefa Piłsudskiego. W czasie okupacji jako granatowy policjant – nie zrezygnował ze służby, chciał utrzymać rodzinę, pracować tam gdzie pracował. W tym czasie cudem uratował syna – mojego dziadka Władysława z łapanki. Po wojnie w Policji do przejścia na emeryturę (na marginesie był człowiekiem przedwojennej daty, dla nowej władzy, „do odstawienia”. Cierpliwy wobec „małej Aśki” (tak pieszczotliwie nazywał swoją wnuczkę Joannę Danutę Wiśniewską – moją mamę, córkę Władysława i Leokadii z domu Żmuda). Gdy pozostawiła na talerzu zupy „wianuszek” nie zjedzonych kawałków marchewki, fasolki itd. Mawiał „chodź Aśka” i cierpliwie ją karmił. Jednocześnie z ciężką ręką wobec Władysława, gdy ten przyszedł do domu na lekkim rauszu – szeroki pas szedł ruch, nieważne że Władysław miał ok. 30 lat. Pradziadek był zwolennikiem miru domowego. Zmarł na prostatę. Zawsze w mojej pamięci, w mundurze, krótko ostrzyżony, uśmiechnięty. Takim pozostaniesz … Marcin Bartłomiej Olszewski