Makaron z sosem warzywnym

Do przygotowania makaronu potrzebne nam będą:

  •  Makaron jaki lubicie (nitki, rurki itd.)
  • Włoszczyzna (marchew, seler, pietruszka, por)
  • Baza mięsna – mięso mielone lub wędlina, kiełbasa
  • Czosnek
  • Pomidory
  • Sos pomiodorowy
  • Cebula
  • Bazylia, oregano
  • Sól, pieprz do smaku

Przygotowanie. Włoszczyznę (marchew, seler, pietruszkę, por) myję i obieram. Na tarce ścieram marchew i pieruszkę, por i seler kroję w drobną kostkę. Odstawiam. Czosnek kroję w cienkie plasterki. Wrzucam go na rozgrzaną oliwę na patelni. Gdy już „dochodzi” dodaję pokrojoną drobno cebulę. Następnie po kilku minutach dodaję „bazę mięsną”. Po zrumienieniu się wędlin, przekładam je do osobnego garnka. Na rozgrzaną oliwę wrzucam pokrojone warzywa, gdy dochodzą łączę je w jednym rondlu z wędliną, cebulą i czosnkiem. Dodaję do tego pomidory, sos pomidorowy, bazylię, oregano, sól, pieprz. Duszę 1,5 do 2 godzin. 

W osobnym garnku gotuję makaron. Gdy jest al dente, delikatnie odcedzam, przepłukuję zimną wodą i wrzucam do sosu warzywnego. Razem podgrzewam jeszcze kilka minut. Wykładam posypuję tartym serem, listkami bazyli. 

„Świeży” sos do makaronu, robiony krok po kroku bez szybkiego „słoika” błyskawicznego ma swoją przewagę w smaku. Tak jak dawna kuchnia nad dzisiejszą – jeżeli ma być dobra wymaga więcej czasu, poświęcenia (przykład – dobry rosół na wywarze mięsnym, nie z „kostki” bulionowej). Polecam.

Sałata w drugiej odsłonie

Składniki:

  • 1 główka zielonej sałaty
  • Kilka pomidorów
  • 1 Zielony ogórek
  •  Kilka kwaszonych i konserwowych ogórków
  • Główka czosnku
  • Oliwa z oliwek
  • Ocet jabłkowy
  • Jogurt
  • Cebula
  • Oregano, bazylia,zioła prowansalskie
  • Pieprz, Sól


 Sposób przygotowania:


Sałatę, pomidory, ogórka zielonego myjemy. Sałatę siekamy, pomidory kroimy w ćwiartki, zielonego ogórka w kosteczkę (podobnie jak kwaszonego i konserwowego). Pokrojone wrzucamy do salaterki (jak zwykle używam szklanej, wysokiej). Czosnek obieram, kroję bardzo drobniutko, wrzucam do sałaty. Podobnie cebulę. Dodaję nieco oliwy, octu, soli, pieprzu, posypuję ziołami. Na koniec zalewam jogurtem i delikatnie mieszam. Czasem dodaję mozzarellę. Życzę smacznego :).

Sałata z sosem jogurtowo – ziołowym

Lubię sałaty, nie musi to być nowomodna roszponka, rukola, wystarczy normalna polska sałata. Ważne dla domowników jest toiż dobór smaków niej zawartych uczynił mnie specjalistą w tej dziedzinie przygotowania domowego obiadu 🙂

Składniki:

  • 1 główka zielonej sałaty
  • Kilka pomidorów
  • 1 Zielony ogórek
  • Kilka kwaszonych lub konserwowych ogórków
  • Główka czosnku
  • Oliwa z oliwek
  • Ocet jabłkowy
  • Jogurt
  • Oregano, bazylia,zioła prowansalskie
  • Pieprz, Sól

Sposób przygotowania:

Sałatę, pomidory, ogórka zielonego myjemy. Sałatę siekamy, pomidory kroimy w ćwiartki, zielonego ogórka w kosteczkę (podobnie jak kwaszonego czy też konserwowego). Pokrojone wrzucamy do salaterki (jak zwykle używam szklanej, wysokiej). Czosnek obieram, kroję bardzo drobniutko, wrzucam do sałaty. Dodaję nieco oliwy, octu, soli, pieprzu, posypuję ziołami. Na koniec zalewam jogurtem i delikatnie mieszam. Czasem dodaję mozzarellę. Życzę smacznego :).

Indyk duszony w sosie śmietanowo – grzybowym

Składniki:

  • Filet z piersi indyczej
  • Pieczarki
  • Cebula
  • Por
  • Papryka
  • Oliwa
  • Ocet jabłkowy
  • Śmietana
  • Sól, pieprz, bazylia, rozmaryn do smaku

Sposób przygotowania:

Opłukać mięso, pokroić w kostkę, posolić, popieprzyć, posypać bazylią, rozmarynem, dodać 3 łyżki octu jabłkowego. Odstawić do lekkiego zamarynowania do lodówki na ok. 1 godz. W tym czasie cebulę, por, paprykę i pieczarki pokroić w kostkę. Pieczarki obsmażyć osobno na maśle, odstawić pod przykryciem. Przesmażyć cebulę i por do zeszklenia, odstawić pod przykryciem. Mięso odsączyć z marynaty, przesmażyć na rumiano na patelni, dodać  przesmażone uprzednio pieczarki, cebulę, por, dorzucić paprykę. Przełożyć całość do garnka, podlać śmietaną i dusić. Indyka podaję z gotowanym ryżem i sałatą (sałata, pomidory, ogórki, oliwki skropione oliwą, octem jabłkowym, z dodatkiem słodziku, ewentualnie zamiast oliwy, octu i słodziku całość można podlać jogurtem. Smacznego 🙂

Kurczak na dziko podany

Składniki:

  • Filety z kurczaka
  • Cebula
  • Ogórki konserwowe (niewielkie, kilka sztuk)
  • Sos myśliwski
  • Ziele angielskie
  • Majeranek
  • Olej
  • Sól, pieprz

Sposób przygotowania:

Opłukać mięso, pokroić w kostkę, posolić, popieprzyć, natrzeć majerankiem. Przesmażyć na rumiano. Odstawić. Cebulę i ogórki pokroić w kostkę. Przesmażyć. Kurczaka, cebulę i ogórki przełożyć do garnka (kurczak na spód, cebula, ogórki na wierzch), przykryć. Przygotować sos zgodnie z recepturą. Kurczaka, cebulę, ogórki zalać sosem. Dodać ziele angielskie. Dusić ok. 40 min. Podawać z ryżem. Smacznego 🙂

Mortadela obsmażana

Kuchnia PRL, kuchnia mojego dziedziństwa i wieku nastoletniego. Z samodzielnie przygotowywanych wówczas potraw w pamięci pozostaje mortadela.

Składniki:

  • Mortadela w kawałku
  • Jajko
  • Bułka tarta
  • Olej

Sposób przygotowania:

Mortadelę kroimy w grube plastry. Obtaczamy w jajku i w bułce. Rozgrzewamy olej na patelni. Wrzucamy mortadelę na patelnię i smażymy do zrumienienia. Można zrezygnować z jajka i bułki. Ważne by plastry mortadeli były grube, w przeciwnym wypadku na patelni podczas smażenia zacznie nam się „rolować”. Smacznego 🙂

Barszcz „ukraiński” zabielany

Składniki:

  • Mięso z królika
  • Włoszczyzna
  • Mieszanka przypraw Wegeta
  • Mieszanka barcz ukraiński
  • Śmietana

Sposób przygotowania:

Opłukać mięso, wraz z przemytą i pokrojoną włoszyczyzną wrzucamy do garnka. Gotujemy. Po pojawieniu się wierzchniej zawiesiny (szumowina) w trakcie gotowania zdejmujemy ją łyżką. Doprawiamy wegetą i gotujemy aż do uzyskania wyrazistego smaku. Wywar uzupełniamy mieszanką barszcz ukraiński. Gotujemy razem. Po uzyskaniu smaku (jeżeli smak nie jest dla nas odpowiedni, możemy ewentualnie jeszcze doprawić wegetą), zabielamy śmietaną i jeszcze przez chwilę gotujemy. Można podawać z ziemniakami okraszonymi masłem. Smacznego :). Celowo nie nazywam tego barszczu ukraińskim, bo barszcz ukraiński w Polsce ma tyle wspólnego z Ukrainą co ryba grecka z Grecją :). 

Hałuski, grule, kwaśnica, „turystyczna” kuchnia Zakopanego

Minione wakacje w Zakopanem poza wędrówkami na szlakach, charakteryzowały się poznawaniem kuchni regionalnej nastawionej na odwiedzających. Dużym skupiskiem lokali gastronomicznych jest ul. Krupówki w centrum miasta. 

Napoje.

W lokalach tylko w określonych porach roku  są piwa regionalne. Obecnie można korzystać ze znanych na rynku marek, do których w niektórych lokalach dostaniemy (w zestawie) ciastka (słodkie i słone). 

Zupy. 

Kwaśnica na żeberku podawana w mniejszych bądź większych naczyniach. Ponadto ciekawe pod względem smaku polewki (m.in. zabielana zsiadłym mlekiem, z boczkiem i grzybami; polewka bryndzowa, rydzowa, żurek, szczawiowa, czy barszcz. W tzw. „daniach dnia”  rosół prezenetował się mizernie (woda z kluskami), co może świadczyć o tym, iż niska cena jest stosowna do niskiej jakości produktu, a restauratorzy liczą na wybór dań przez gosci ” z karty”.

 Dania główne.

 W tym przypadku nazewnictwo z karty zdradza chęć zaspokojenia ciekawości przez klientów już przed zamówieniem (np. gaździne jadło, warkocz maryny), odmiany kotletów – po zbójnicku, po cygańsku. Proste, znane dania jak pierogi, micha kiełbas – można się nasycić. Wspomniane dania tradcyjne „z nazwy” są lepsze i gorsze. To nie tylko kwestia naszych kubków smakowych, przede wszystkim warsztatu kucharza. Jeżeli warkorz maryny – grilowane mieso kilku gatunków – nie doprawione – nie znajdzie uznania w ustach klienta. W ramach dodatków hałuski (bardzo dobre tutejsze kluski – polecam z gulaszem), grule (regionalna nazwa ziemniaków), kluski ślaskie, zestaw surówek.  

Przy okazji pisząc o Krupówkach trudno nie wspomnieć o Oscypkach. Wzdłuż jednej z najbardziej rozpoznawalnych arterii miasta widoczne stoiska z serkami (bez certyfikatu) krowimi, mieszanymi, wędzonymi, do smażenia, po góralsku (pomysłowość w nazewnictwie nie zna granic), ponadto ze scypkami („odmiana” nazewnictwa serków niecertyfikowanych zauważalna w niektórych lokalach gastronomicznych). Są również stoiska z oscypkami (z owczego mleka, ew. mieszane z 40% dodatkiem mleka krowiego, wędzone, niewędzone) z widocznym certyfikatem. Powiadają iż najlepiej kupować oscypki nie na Krupówkach a w bacówkach na szlakach. Kupowaliśmy, również od znajomych górali. Świeże, smaczne. Widzieliśmy również jak ktoś w zakupionych oscypkach z bacówki zastał … nieżywe robaki. Jak widać natura ma swoje plusy i minusy względem czystości przygotowywania produktu na sprzedaż. Co do certyfikacji. Nie ma widocznej zgody na stoisku – może być kara, bo produkt chroniony. Z drugiej jednak strony, uzyskanie wszelkiego rodzaju pozwoleń zgód na wyrób serów które robili od pokoleń, dla wielu to nieporozumienie.  

Nie będę w tym miejscu polecał konkretnych lokali gastronomicznych, bo każdy z nas ma swój smak, pogląd. Będąc w Zakopanem, idźcie sami, spróbujcie :).

Moja kuchnia PRL

Parówki, mortadela, kefir z zielonym kapslem, śmietana z pomarańczowym, mleko tłuste (żółty kapsel), chude – z kapslem białym. Kto z tamtych czasów tego nie pamięta? Jadło się to, co się dostało w sklepie, akceptowało to, co było na talerzu. Święta? Nie to co dzisiaj – na święta się czekało, bo jedzenie było inne niż codziennie. Przynajmniej na tyle na ile można było sobie pozwolić.

Opakowania po produktach spożywczych mogły służyć i służyły do uzyskania gotówki – przykład butelek po napojach mlecznych (ewentualnie na wymianę na nowy produkt mleczny). Pamiętam, moją uwagę przykuwały puszki z szynką i plakaty z reklamą mięsa jagnięcego. Produkt tylko … do obejrzenia (cena).

Była mortadela z patelni, parówki, typowe nasze zupy. Dzisiaj obraz jak zza mgły.

Słodycze to oczywiście gumy w kulkach, Donald, Maomam, wata cukrowa, dropsy. Z cukierków mile wspomniam irysy, krówki.

W czasie upałów służyła woda sodowa z saturatora (z sokim lub bez), lub z syfonu w domu, cytroneta, sok pomidorowy z Bułgarii, lody bambino. Śmieszna była oranżada która niestety … farbowała język i usta :). Zamiast czekolady – wyroby czekoladopodobne, zamiast chipsów – prażynki.

Niezapomnianych wrażeń kulinarnych dostarczały bary mleczne z potrawami na widoku, tackami. Będąc starszym często z nich korzystałem. 

Zapewne o wielu rzeczach nie wspomniałem. Bardziej to o produktach spożywczych niż o gotowaniu. Istotnym jest to iż była to kuchnia kombinowana. Liczyło się to co jest w spożywczym, nabiałowym, mięsnym. Hipermarkety? Owszem na mojej Pradze były większe sklepy jak Prażanka czy Kijowianka, nie miały one jednak nic z wspólnego z dzisiejszą polityką sprzedaży obiektów wielkopowierzchniowych. Mimo wszystko to były lata mojego dzieciństwa, dlatego warto było :). Pozdrawiam serdecznie. 

Zawijaniec kaszubski czy Mozdrechowo? Rzecz o kuchni kaszubskiej

Władysławowo. Pobyt na wakacjach. Poza odpoczynkiem, zwiedzaniem również turystyka kulinarna :). Na pierwszy ogień poszedł bar „Smakosz” przy ul. Morskiej. Spory ruch. Duże porcje smacznego jedzenia. W porządku. W ramach „atrakcji” regionalnej „Zawijaniec kaszubski okazujący się być zrazem. Kolejny lokal „Skipper” to poprawna zupa rybna, sandacz. Sałatka z nadmierną ilością śmietany. Skipper charakteryzuje ładny wystrój w elementach typowo morskich i miła obsługa. Po kilku dniach wybraliśmy się z rodziną do chwalonej w necie Smażalni ryb u Golli – Klipper, przy ul. Gdańskiej. Ryby własnego połowu (dorsz rozpływal się w ustach), bardzo dobry żur, super obsluga. Toaleta? Tak powinna wyglądać toaleta w każdym z lokali gastronomicznych :). Na ścianach zdjęcia rodzinne obrazujące rybołóstwo, rzeźbiarstwo. Potwierdzam jakość.Odwiedziliśmy również „Bar u Mamy”, gdzie faktycznym wyróżnikiem było jedzenie robione „po domowemu”.O „Bosmanie” można napisać – był przedmiotem naszej wizyty – furory jednak nie było.  

To co zastanawia to fakt zróżnicowanych kart menu (krótkie, albo nadmuchane do granic podejrzliwości – mikrofala czy taki zasób kadrowy – co da możliwość realizacji każdego dania na świeżo?). 3-4 zupy rosół, pomidorowa, żurek, z drugich de volaille, schabowy, oczywiście ryby. Jak nie wiesz co pływa w Bałtyku możesz dostać mrożonkę, kwestia wiedzy. Restauracyjne zachęcanie do „kaszubskiego jedzenia” w postaci zupy kaszubskiej, zawijańca kaszubskiego. To jednak trochę tak jakbym zaproponowal … rosół mazowszański. Nie neguję, że pomysły na zupę czy zawijańca nie mogły mieć weny z tradycji. Zapytam jednak przekornie (mając w dyspozycji książkę „Tradycyjna kuchnia kaszubska” – i jestem mądry) – dlaczego nie „Brzadowo” (owocowa), „Grochowo z kwasna kapusta”, „Grzebowo”, „Mozdrechowo”, „Kwasno na kwasnym mleku”, „Rebionka”, „Wrekowo na gasenie” czy „Zuchel” ? Warto prezentowac walory regionu poprzez tradycje i obyczaj, także kulinarny. 

Czasami jest dystans. Bo turyści są przyzwyczajeni do tego co jedzą w domu i nie ma czasu na eksperymenty. No tak, ale przy takim założeniu, jakbym chciał zjeść schabowego – to nie musiałbym wyjeżdżać z domu :). Jadąc gdzieś poza obszar zamieszkania jesteśmy ciekawi świata – także pod kątem kulinarnym. Owszem – to coś, co nam podadzą może nam nie zasmakować, nie być zgodnie z naszymi gustami (patrz moje pierwsze spotkanie z rzepą), ale to jednak smak regionalny, tutejszy. Dystans nie jest wart dystansu również w przypadku np. „bo to kuchnia wiejska”. A ile razy na weselu pędzicie do stołu wiejskiego „z ciekawości” do szynki, ogórka, bimbru? No właśnie. Warto odkrywać stare horyzonty kulinarne na nowo – dla siebie i konsumentów. Ja z pewnością z kuchni kaszubskiej coś ugotuję, i to nie raz. Serdecznie pozdrawiam, życząc pozytywnych walorów smakowych.