Wspólnota Mieszkaniowa. Państwo właścicieli nieruchomości.

Od 1997 r. jestem na mapie rynku. Z początku teoretycznie (lata nauki), od 2000 r. już w realu. Dzisiaj, z perspektywy doświadczenia zarządcy nieruchomości książki z wiedzą … zostawiam na półce. Do ludzi, mieszkańców których ktoś kiedyś ubrał (poprzez własność mieszkania) w garnitur pod nazwą Wspólnota Mieszkaniowa warto mówić językiem prostym. Często spotykam się z ludźmi starszymi. Nie tylko mów zrozumiale, mów przede wszystkim głośno. Jeżeli chcesz pomóc. Jeżeli chcesz być zrozumianym. 
Wspólnota Mieszkaniowa. Ogół właścicieli, nierzadko z udziałem komunalnym w spadku. Statut. Zarząd Wspólnoty będący naszym reprezentantem tu i na zewnątrz. Taki rząd wybrany przez właścicieli, który dzieli czas pomiędzy życiem prywatnym, pracą a wspomnianą działalnością, zazwyczaj społecznie. 
Mamy budżet. Potrzeby doraźne (eksploatacja) i terminowe (plan gospodarczy, plan remontowy). Ktoś zapyta, ale po co mi to? Mam mieszkanie, płacę czynsz, rano do pracy, potem dom. Mam się interesować życiem Wspólnoty? 
Danie ludziom możliwości stworzenia/rejestracji tworu o nazwie Wspólnota nie oznacza iż ludzie będą rozumieli na czym polega sens istnienia tego typu tworu. Druga sprawa – czy będą chcieli – przynajmniej w minimalnym stopniu w tym uczestniczyć? 
Wspólnota to taka mniejsza Polska. Państwo. Czy ktoś z nas codziennie śledzi poczynania Ministerstwa Finansów w zakresie realizacji budżetu? Nie. Czy ktoś z nas myśli nad wariantami planu remontowego, dopóki mu dach nie zacznie przeciekać? Nie. Dopóki nic się nie dzieje ze szkodą dla nas, brak aktywności mamy za sobą. Chyba że, ktoś faktycznie przytomnie zauważy, iż to leci na konto eksploatacji … to jego pieniądze. Nie chciałbyś wiedzieć i decydować na co mają być przeznaczone? Lepiej niż w państwie. 
Tak. To pieniądze wpłacane na konta Wspólnoty. FE i FR (fundusz eksploatacyjny i fundusz remontowy). Właściciel ma głos wyrażony w formie udziału. Może decydować. Może wyjść poza obszar czterech ścian i poddać pod rozwagę kwestie – jak ma wyglądać klatka schodowa? Czy montujemy windę? (potem przy sprzedaży mieszkania jak znalazł – patrz wartość rynkowa nieruchomości).  To ludzie od których można wymagać od naszych reprezentantów – Zarząd, również w ramach odpłatnej współpracy – zarządca/administrator nieruchomości.
Można dać sobie spokój czekając cały rok do zebrania rocznego, by nadawać na ludzi z Zarządu, sąsiadów i błysnąć intelektem. To z pewnością zdarzą się w każdym państwie. To także niczego nie wniesie. 
Wspólnota to wspólne. Nasze. Warto o tym pamiętać jeżeli nie żyjemy na wyspie. Możemy działać jako zwykły właściciel. Możemy się włączyć w formę współpracy – jako wybrany członek Zarządu. Warto wiedzieć, jak chcemy kształtować naszą Wspólnotę. Na co chcemy wydawać nasze pieniądze. Gdzie możemy szukać źródeł współfinansowania (np. dotacje w przypadku zabytków). Co zamierzamy realizować w ramach polityki remontowej, obsługi Wspólnoty przez otoczenie zewnętrzne (współpracownicy, konserwatorzy).
Możemy nie nadążać za rzeczywistością w dużym Państwie. W naszym, własnym zawsze może nam pomóc zarządca. Świadomość możliwości korzystania z własności wykraczającej poza obszar czterech ścian mieszkania. To brzmi w porządku. Pozdrawiam. 
Marcin Bartłomiej Olszewski. Absolwent Wyższej Szkoły Gospodarowania Nieruchomościami w Warszawie (licencjat o specjalności: pośrednictwo w obrocie nieruchomościami i zarządzanie nieruchomościami, magisterium o specjalności gospodarowanie nieruchomościami,  studia podyplomowe (specjalność: zarządzanie nieruchomościami). Licencja zawodowa zarządcy nieruchomości, wydana przez Ministerstwo Infrastruktury nr 21 755. Od 2000 r. uczestniczył w realizacji wielu znaczących projektów w skali ogólnopolskiej, w zakresie wyceny nieruchomości, analiz ekspertyz inwestycyjnych, przestrzennych, (m.in. na rzecz deweloperów, funduszy inwestycyjnych, instytucji finansowych), w ramach współpracy z korporacjami (m.in. Polanowscy Nieruchomości sp. z o.o., na stanowisku Kierownika Departamentu Ekspertyz i Analiz w Centrali Spółki w Warszawie). Obecnie, działania swe koncentruje na współpracy w zakresie szeroko pojętego zarządzania nieruchomościami, dzieląc się kilkunastoletnią wiedzą i doświadczeniem, codziennie poszerzając horyzonty wiedzy w praktycznej realizacji. 

Ciocia Marta Roratowska

Ciocia Marta Roratowska. Uczęszczając do przedszkola po raz pierwszy w życiu miałem przyjemność poznać siostrę rodzoną mojej babci Leokadii Żmudy (po kądzieli) – Martę Roratowską z domu Żmuda. Każde spotkanie z ciocią mojej mamy było czymś niezwykłym. Ciocia Roratowska była przed wojną właścicielką sklepu z kapeluszami w Siemianowicach Śląskich. Nie wiem dlaczego tam drogi zawiodły ciocię (rodzina Żmudów po mamie pochodzi z Mazur). W Warszawie mieszkała w kamienicy na ulicy Piotra Skargi (dzisiejszy Targówek), u schyłku życia w bloku na Bródnie z synową, wnuczką, jej mężem i prawnukiem. Zawsze śmiała się iż pierwszą wojnę światową przeżyła, drugą wojnę światową przeżyła, to i komunizm przeżyje. Ujmowała mimo starszego wieku nienaganną prezencją, kulturą, którą „zarażała” wszystkich. To ona sadzała mnie przed pianinem, cieszyła się, iż w wieku przedszkolnym uczęszczam do szkoły muzycznej. Zwracała uwagę na zasady kindersztuby przy stole i zapoznaniu towarzyskim (ukłon, pocałunek damy w rękę, dostawienie nogi). Bardzo wiele cioci Roratowskiej zawdzięczam. Kobieta XIX w. dla której świat współczesny PRL był prosty, pozbawiony szarmancji, z przewagą chamstwa. Bardzo Ci ciociu za wszystko dziękuję.

Marcin Bartłomiej Olszewski herbu Kościesza

21 luty roku Pańskiego 2010

Dom

Dom. Mieszkałem w kamienicy czynszowej z 1896 r. na czwartym piętrze. Na tyłach mur zamykający podwórzec – studnię, w oddali kamienice Żyda Żółtka od frontu ulica Wileńska, po której niegdyś jeździł wóz żelazny z koniem pociągowy (tramwaj konny), następnie – po wytyczeniu torów tramwaj elektryczny. Prostactwo wobec murów i otoczenia wykazywali kozacy z patroli pieszych w czasie zaborów lejący w rozkroku gdzie popadnie – ot, dzika swałocz. W parterach jatki żydowskie, na piętrach mieszkania do których wiodła brama drewniana. Kto późno zachodził kołatką dawał znać dozorcy, złocisza w dłoń i ku pokojom swym. Dwie klatki do nas prowadziły od przodu drzwi dwuskrzydłowe z rzeźbami po bokach i wyrytą datą 1896 na progu (datę ktoś potem skuł, rzeźby ukradł – ot, nie tylko kozacka swałocz), szerokie schody nakryte czerwonym dywanem, każde drzwi dwuskrzydłowe z rzeźbieniami. Od podwórza klatka dla służby, gospoś, bardziej kręte, wąskie schody, także oświetlone. Poznawałem świat z ciociami z rodu Sapiejewskich (ciocia Maryla i ciocia Hanna), z rodziny prababci Felicji Wiśniewskiej de domo Woyciechowskiej.
Wnętrze. Pokoje wysokie, w salonie stał kredens, ciemne drewno, na główne ścianie obok siebie portrety babci Leokadii Wiśniewskiej de domo Żmuda i dziadka Władysława Wiśniewskiego (rodzice mojej mamy Joanny Danuty Wiśniewskiej – przyp. autora). Lekki skrzyp klepki podłogowej, tu ciocie stawiały pasjanse, grywały w karty. Czas odmierzał zegar stojący z przeszklonymi drzwiami. Pokoje ogrzewane piecami z białych kafli o żeliwnych okuciach, klamki w drzwiach w kolorze złotawym.
W kuchni kuchnia z początku kaflowa z czterema paleniskami i pogrzebaczem. Pamiętam imbryk i zapach herbaty, gdzie w przódy esencja o ciemnym kolorze była podstawą jej smaku. Tak było i tak pozostało w pamięci, tego się nie zapomina.

 Marcin Bartłomiej Olszewski herbu Kościesza

17 listopada roku Pańskiego 2009 

Kobyłka

Historia opowiedziana niedawno przez W.P. Mioduszewskiego herbu Ostoja z Olszewa. Drzewiej Olszewo posiadało grodzenia z wysokich drewnianych palisad, z dwoma bramami wjazdowymi. W nocy strażnicy z pochodniami strzegli snu kobiet i dzieci przed wilkami, najazdami wrogów, band złodziejskich. Raz się zdarzyło, gdy banda koniokradów ukradła Mioduszewskim kobyłkę. Szukano jej wszędy, aż kilka wiosek dalej znaleziono w obejściu – jak się okazało – herszta bandy. Ów zdybany na przywłaszczeniu odrzekł ku właścicielowi konia – To jak pilnujesz bydła i koni?

Marcin Bartłomiej Olszewski herbu Kościesza

14 września roku Pańskiego 2008

Baron von Bock

Mama opowiedziała mi kiedyś o pewnym grobie na warszawskich Powązkach. Razem ze swoją babcią po mieczu Felicją de domo Woyciechowską, primo voto Wiśniewską odwiedzały wspólnie ten grób. Dzisiaj już go nie ma, ale osoba w nim niegdyś pochowana budzi moją ciekawość – baron von Bock, wuj wspomnianej prababci Felicji Wiśniewskiej. Postać dla mnie nieznana i zagadkowa, kolejny argument do prowadzenia dalszych badań nad dziejami rodów.

Marcin Bartłomiej Olszewski herbu Kościesza

2 września roku Pańskiego 2008

Medalion

Historię o Królowej Polski, żonie Jana III Sobieskiego Marii Kazimierze d’Arquien, Marysieńce, opowiedziała mi mama. Rzecz miała mieć miejsce na ulicy Miodowej w Warszawie. Pewnej nocy ktoś załomotał kołatką do wrót klasztoru Ojców Kapucynów. Gdy brat furtian podbiegł czym prędzej by je otworzyć – ujrzał trumnę. Przy niej nie było nikogo. Po otwarciu trumny zakonnik ujrzał zmarłą niedawno Królową Marysieńkę. W jej ustach spoczywał medalion, ten sam który zmarłą wieńczył po tuż śmierci we Francji. Mama powiedziała mi wtedy – Królowa bardzo kochała Polskę, stąd jej marzeniem było tu pozostać. Ktoś spełnił jej wolę.

Marcin Bartłomiej Olszewski herbu Kościesza

2 września roku Pańskiego 2008