Spotkanie w mieście oczekujących

Spotykamy się w każdą niedzielę, o tej samej porze
Czas nie kończy się wraz z zamknięciem oczu
Na głową szarość dnia i chmury
Przeglądające się w przetartym kamieniu marmuru

Rozpalam płomień ciepła nad naszymi duszami
Okrywam je przed płaczem aniołów nad ludzkim losem
Modlę się
Drzewa wznoszą ku niebu suche ze starości ręce

Wędrujemy wciąż w poszukiwaniu siebie
Ja po alejach uśpionego Miasta Oczekujących
Wy po miejscach swoich niedokończonych spraw
W pół drogi, pomiędzy życiem a śmiercią

Pamiętam

Kiedyś się spotkamy, kilkanaście pięter wyżej
W błękitnej poczekalni Sądu Ostatecznego
Oczekując na kierunek dalszej drogi
Bo wielką niewiadomą jest przeznaczenie

Dziś rozmawiamy tam, gdzie czas nas zastał
Szukając odpowiedzi na to, czego nam zabrakło
Co straciliśmy, gdy w sercu pozostała pamięć
I łzy Aniołów zastygłe snem spokojnym na wszystkim

Płomień zamyślenia szarpie strunami wiatr
Światło znicza może zgaśnie, lecz nie światło nadziei
Że kiedyś zobaczę Was powstałych z mroku ziemi
Kocham, dlatego tu jestem