Namaszczenie

Figury trupich czaszek przy sarkofagu króla Jana
Dzwony w Domu Bożym wzywają na modlitwę
Brąz habitów, śpiewy niosą pod sklepienie
Lęk dziecka, ścisk dłoni mamy, kroki ku wyjściu

Na rękach mamy, z niepewnością w sercu
Wobec śpiewów, tłumu, wszystkiego dookoła
Uśmiech zakonnika, znak krzyża na czole
Namaszczenie olejem Św. Feliksa

Jest spokojnie, milkną dzwony w oddali
Niezapomniana chwila dla małego dziecka
Wiara i nadzieja na kolejne dni życia
Zasypiam w Twoich rękach
By obudzić się jutro radosnym

Kamienica

Stukot kołatki w drewnianą bramę, słychać już kroki
Otwiera dozorca, uniform jego zlewa się z nocą
Z mieszkania bieży, gdy w drzwi załomocą
… spóźnieni, z monetą w rękę, za fatygę
On śmieje się, patrzy i trzyma pod boki
Z bramy, minąwszy próg z budowy datą
Milczące rzeźb posągi z brodami
Przez drzwi oszklone, dywanem po schodach
Ku górze, drzwiom skrzydłowym, gdzie czas
Nie kratą przysłonięty, a pamięć na nowo
…. Zegar w pokoju nastawia
Przestrzeń pokoi, kafle pieców i kuchni
Skąd zapach herbaty z imbryka podawanej
Wśród rozmów cichych, karty szeleszczą
W tańcu pasjansów, dłońmi cioć Sapiejewskich
Brzęk szkła w kredensie i przy toaletach
Gdzie ciężki zapach kolońskiej tumani
W Stołowym właśnie kolację podano
Z dźwiękami sztućców, za oknem goni
Tramwaj ciągnięty przez dwa konie
Patrol kozacki, miarowym krokiem
Podąża ku Ciemno Wileńskiej
Jeden w prostocie, by spełnić potrzebę
Okrakiem stanął na praskim bruku
Już po kolacji, we śnie domownicy
Nie skrzypi podłoga, kredens zamknięty
Karty w pudełku, ogień pod płytą
Jedynie zegar myśli o czasie
Jak dozorca przed bramą lat dawnych
I tych współczesnych
Pamiętam

Hasło

Kod, pin, klucz dostępu do możliwości
Ciąg znaków sformułowanych wedle uznania
Do poczty, konta, kontaktu z obsługą klienta
Pamięć, by nie zapomnieć każdego z nich

Tworzone, wpisywane po wielokroć razy
Może nie być właściwym, w razie „awarii” pamięci
Zapamiętaj. Zapis zbyt jawnym dla tego typu danych
Pamięć, wiele potrzeb. Tyle umiemy ile zapamiętamy

Drugie imię matki, kombinacja dat, ciągów cyfr
Wszystko to dla naszego bezpieczeństwa
Im więcej płaszczyzn wymagających hasła
Tym niezbędne zapamiętać. W nowym świecie

Kocham Cię

Pierwsze oczy, dusza i serce
Zatopić się wewnątrz i wypłynąć
Otrzepać się i pójść dalej
Nie pierwsze, nie ostatnie

Inna twarz, te same słowa
Po co mówić, jak można odtwarzać?
„Kocham Cię”, każdej nowej osobie
Kocham Cię dzisiaj, wczoraj nie

Jutro. Nie wiem

Mamy prawo do zmian, bez zniewoli losu
Wolność wyboru, swoboda poszukiwań
Obok nas dzieci. Nasze. Dzisiaj. Wczoraj
Trudno im uwierzyć w samotności

W jedyną prawdziwą miłość?

Wena

Oczekiwanie. Zegar tyka w mroku
Przyjdzie? Tracę cierpliwość
Nigdy się nie zapowiada
Stoi w drzwiach, albo czeka

Pukanie. Jest! Kochana jest!
Od progu w objęciach
I nie puszczę, trzymam
Aż do końca spełnienia

Biegniemy w trawie słów
Morzu skojarzeń wszelkich
Gdzieś powyżej wszystkiego
W dole została codzienność

Biegnijmy, ile tylko sił w nogach!
Gdzie tylko rzeczy warte oczu
Nie odchodź!, póki noc wyobraźni
Skrzyp drzwi, wróć szybko, weno!

Odległość

Nie ma Cię. Nikt nie przytuli, ucałuje
Żal, tęsknota, zimno w sercu, duszy
Cierpienie, gdyby nie matczyne dłonie
Gdzieś jesteś, jeśliś ojcem dziecka?

Wyciągnięta ręką z pieniędzmi
Za słowo „tata”, tego się nie kupi
Urażona duma ojca, to jednak nie targ,
Są rzeczy cenniejsze na świecie niż monety

Ciepło dłoni, uśmiech, pragnienie opieki
Niespełnione z racji nieznanej odległości
Łatwo zrobić, trudniej być odpowiedzialnym
Ojciec – to nie tylko puste słowo

Porada

W bieli gabinecie potrzeba diagnozy
„Nie palić, nie pić, odżywiać się zdrowo”
Przekaz na rzecz zdrowego trybu życia
Czy korzysta pacjent? Czy stosuje lekarz?

„To jest złe, to niedobre, nie rób tego tamtego”
Dobrych rad nigdy dosyć, pytanie jak radzący
Niewygodnie czuje się w sytuacji
Postępując odwrotnie. Względem tego co radził

Być przykładem, wzorem, uchronienie innych?
Przed błędami przeszłości własnej, czy mądrości wykazanie?
Nasze drugie dnoInnym radzimy, na czym sami nie lubimy być „złapani”

Najmniej krytyczni wobec samych siebie

Głazy

Ku pamięci żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych walczących na Podlasiu

Głazy pod lasem. Krew zastygła w trawie
Zniczem słońce, nad twarzami nieruchomych
Bez sztandarów, fanfar, werbli. Spoczywają
Ludzie, którzy stali się żołnierzami

Krzyki, płacz za drzwiami stodoły
Ból paznokci wyrwanych, nogi od stołka
Ogień nienawiści do tego, co tutejsze
Ziemię spalisz, ludzi, narodu nie złamiesz

Kwiat mundurów feldgrau, gwiazd czerwonych
Orłów, które na wschodzie zgubiły swą koronę
Na ziemi. Bliżej Boga i rachunku sumienia
„Gott mit uns”? Miejcie Boga w sercu

Wiatr nuci pieśni z ognisk między drzewami
Głaszcząc głazy bez nazwisk, stopni, patosu
Pseudonimy. Kto wiedział z rodziny,
Ten wie … do dzisiaj … pamięć pozostaje.

dziadkowi Czesławowi Olszewskiemu, żołnierzowi NSZ, wiersz ten dedykuję ….

Ciemność

Kartki papieru, cień dłoni piszącej słowa
Blask świecy na twarzy, w myślach skupienie
Nie patrzę w duszy cierpienie
Widzę, to co sprawi mi bicie serca

Radio na baterie nuci dobrą muzykę
Ciepły oddech mamy za ścianą
A ja nie patrząc na jutrzejsze lekcje
Zdobywam szczęście w fantazji słowach

Marzenia o wielkiej miłości gdzieś w duszy
Błąkają się w korytarzach wielkiej nadziei
Skąpany w nurcie „Dumas’a” i „Popiołów”
Odrabiam lekcje …. na pograniczu światów

Kroki bladego świtu tuż za oknem
Oczy w pół przymknięte ze zmęczenia
Ważne jest cieszyć się każdą chwilą
Śpię. A może to był sen?

Podwórze

Społeczność kamienicy widzi wszystko
Oczy w oknach, uszy na klatkach schodowych
Kto, z kim, gdzie i dlaczego, nasłuch i obserwacja
To nie jest reality show, to rzeczywistość

Masz samochód? Z pewnością źle parkujesz
Remont w domu? Powodujesz katastrofę budowlaną
Ważne pozwolenia? Za dużo hałasu i gruzu!
Ja nie mam lepiej, ty też mieć nie będziesz

Pod trójką zawsze alkoholowe libacje
Nie ma ich tam? Ale przecież zawsze mogą być!
Nie wieszaj niczego na balkonie, co w tonie złym
Nie wychodź. „O wyszedł, siedzi, pewnie nie pracuje!”

Goście? Bądź pewien zostaną ocenieni
Za uśmiech, ubiór, sposób zachowania
Parkowany samochód, słowem za całokształt
„I wie Pani, ona na noc została, wstyd i skaranie”

„Kochanica, lub  na kocią łapę żyją”

Nikt Ci wprost nie powie na podwórzu, co złego
Oczy, uszy, oraz szepty będą zawsze za plecami
Nie przekraczasz prawa, to czyjeś widzi mi się
Moralność kamienicy, każdy przeciwko każdemu