Autorytet

Wiedziesz spokojne, zrównoważone życie
Czas płynie, mam obawy, czy nie przez palce
Życie ucieka mi jak wolno odchodzący pociąg
Nie wsiądę, zostając na pustym peronie chwili

Jak zatem postępować, by mieć świadomość
Godnie spędzonego czasu, wśród żywych
Wobec innych, wobec własnego sumienia
Powiedz, wiesz na pewno

Nie wiesz? Też popełniasz błędy?

Recepta na życie, nie ma takiej apteki
Nikt nie odpowie, mamy swój rozum
Odpowiedzialność
Czy jestem w stanie poddać się wzorcom

By przestać być sobą?

Mogę być lepszy, gdy tor właściwy
Co znaczy lepszy? Co znaczy właściwy?
Wzór w sympatii zyskać może
Czy również w praktyce?

Nie umieraj

Zataczając się we wspomnieniach
Zostawić płaszcz przeszłości po sobie
Nic więcej
Tylko żyć

Bez wzroku na ciało, wnętrze
Bez łez, zwykły spokój
I uśmiech jakby każdy dzień
Był następnym

Dwie dusze myśli, chora i cierpiąca
Twoja odrzucając oczekiwania na wyrok
Moja, bojąc się go przyjąć
Nie mam już mamy

Nie umieraj Tato

Złodziej

Wiele żyć, moc i czasoprzestrzeń
Kolejny poziom do osiągnięcia
Zachód słońca za oknem
A potwór milknie

Pod ostrzem miecza

Powinienem, wiem, inne rzeczy
Ekran, postać, charakter, cechy
Jak Bóg buduję „drugiego” człowieka
Którego jestem niewolnikiem

Utracone chwile ważnych spraw
Rozdrażnienie w momencie ważnej sesji
Primus inter pares, Władca Czasu
Mój czas przestał istnieć

Dla siebie samego 

Skarb

Nie mam, widzę u kogoś rzecz pożądaną
Nie przejdę obok z obojętnością
Moc posiadania mi nie pozwala
Lepiej zdobyć i mieć

Za cenę czyjegoś życia?

Mam, Moje. Nieważne że mało warte
Moje, i tylko moje. Nikt mi już nie odbierze
Nie miałem, dlaczego mam nie mieć?
Życie odeszło w cień? Trudno

Mógł oddać

Rzesza rzeczy moja dookoła
Cmentarz sumienia ofiar posiadania
Było minęło, dzisiaj jest moje

Dopóki ktoś mi nie zabierze

Niuniuś

Pamięci jednego z naszych kochanych psów Niuniusia, zm. 17.06.2013

„Uśmiech” na zębach szarpiących gałąź
Rzucony kamień i nic więcej do szczęścia
Nie dziś, gdy leżysz w oczekiwaniu
Na ciemny powóz ostatniej z dróg

Skomlisz, płaczemy razem, tak trudno
Oddalić się w inne strony świata
Pędzący pociąg, gdy wracam z pracy
Od kilku godzin pustka

Nie mogę spojrzeć w oczy Twej matce
Śpi na Twym grobie, szuka Cię osowiała
Ty już w podziemiach dalekiej podróży
Starość. Twoja „psia”, ludzka

Koniec w jednym miejscu

Biegnij do Krain smacznych kości
Gałęzi, kamieni rzucanych w Niebiosach
By znów zawitał „uśmiech” na pysku
Dusza żyje i nic więcej do szczęścia

Nie spojrzę

Odwracam wzrok, gdy mówisz
Nie jestem w stanie utrzymać go
Na swej Twarzy, bez emocji
Komunikatu ku duszy ….

Twoja Twarz, nie zwracam uwagi
Na to, o czym rozmawiam
Przyzwyczajam się że muszę
Bo oszaleję

Poprawiasz włosy Teraz?
Czy dlatego że Teraz?
Napięcie mięśni Twarzy
Rozluźnienie, w odejściu

Od zachwytu na Twą skórą

Wiem już, że nie spojrzę
Tylko przez sekundę
By odwrócić wzrok
Nie spłonąć w ogniu Twarzy

Twej Twarzy ….

Pierwsza komunia

Pierwsze spotkanie w domu parafialnym
Czekamy, warto omówić istotne sprawy
Zmiana sytuacji, dotarcie do dusz
„Stan frekwencji na mszy, analiza
W stosunku do liczby klas, co robią rodzice?”

Mówimy o Bogu faktycznie, czy ekonomii?
Kto chodzi, jego wartość kto nie
Jego wola, sumienie

Tylko co z komunią świętą?

„Część z was nie uczęszcza, po zatem komunia?
Wielkanoc, Boże Narodzenie, jako tradycje?”
Można zepsuć nastrój wierzącym co przyszli?
Można, szkoda jak czują się

Jak niewierni, poganie

Na koniec, niby nic o polityce
Ale jednak, bo w szkole była zabawa w parlament
Wszyscy głosowali za inną opcją
Tylko siostrzenicę księdza za odmienność

Opcji, wygwizdali

Pozostawmy relację między Bogiem a ludziom,
Nie budynkom, czy ludziom sądzić
W wiarę, myśl naszą

Szkoda, że to miało być o komunii

Z komunią niewiele mając wspólnego

W pół słowa

Rozpoczynam zdanie w rozmowie
Mając nadzieję na myśli rozwinięcie
Zdania tegoż dokończenie
Trzeba było szybciej lub wcale

Artykułować swe myśli

Nie jak żółw, ociężale, bo mi przerwiesz
Wiesz lepiej? Nie! Ty wiesz więcej
Bo sama jeszcze dopowiesz
Czego byś nie mogła

Nie przerywając

Co zdanie, wpada na zatrzymanie
Ruszasz ze słowem, czy to myśl moja?
To nieważne, ważne że wypowiesz się
Za mnie, przy mnie, Twoim zdaniem

Na nic „mogę dokończyć”, „ale czy mogę”
Nie działa, bo silniejszą wyraz myśli własnych
Nieistotnym że nie o sobie, przewaga się liczy
Myślę, mówię, przerywasz

W pół słowa

Twierdza

Gdy słyszysz uwagę kierowaną w swoją stronę
Odwracasz lustro zdarzeń ze słowem na szkle
Niewinna
Każdy, nie ty, przyznanie to porażka

Im więcej racjonalnych argumentów za dowód
Tym większa moc ku uzyskaniu przewagi
„Win – Win” nie możesz przegrać
Znasz lepiej winnych niż samą siebie

Jeżeli jednak słowa trafią w czuły punkt
Zamykasz się w murach Wieży Milczenia
Stoję, oblegam, Twoja obrona, Twój pokój
Każdy może przegrać, nie ty

Między duszą a światem

Sen, spadam z okna zatrzymując się nad ziemią
Głośny stukot do drzwi, otwieram i boję się
Widząc nieznajomą Twarz, dlaczego nie mogę
Zrobić więcej niż umysł podpowiada

Blask świec, piwo, biegnę myślami
Do swego świata, z dala od codzienności
Na skrzydłach wyobraźni tworzę świat
Mój, którego nikt mi nie zabierze

Smutek nad Twoją chorobą, lęk o jutro
Chowany w duszy, modląc się o nasz świat
Uciekam w głąb, muszę wyjść byś mi nie uciekł
Boże … jeszcze nie teraz