Ster

Jak król Królestwa Hiszpanii Karol
Od rana do nocy, wiem co będę robił
Gwoli braku asertywności
Aż do śmierci

Rób, to rób tamto, zrobiłeś, rób to
Strategia planowania dnia bez końca
Bez zapytania, „Czy chcesz to zrobić?”
Przecież to najmniej istotne

Lista zadań, poleceń wydłuża się w czasie
Spełniam się, jestem zdatnym materiałem
Można kierować, można decydować
Zostawiam szatę Karola. Wychodzę

Zakochanie

Mijam kościół Św. Marcina na Piwnej
„Jesteś moim przyjacielem, pomóż Mi”
Przeoczyłem już swoje stacje metra
Na pasach boję się wpaść pod samochód

Idę chwiejąc się na nogach, za dużo myśli
Ciepło, wiatr, bicie serca, dzwonek do drzwi
Drzwi duszy nie ma mają zamka, dłoń
Ramię drży, sny naprzeciw siebie

Boję się odezwać, piszę, szept maila
Kroki na klawiaturze, wiesz już
Nie mam na to wpływu
Zakochałem się

Porządek

Istota porządku dopóty mniej istotna
Dopóki rzecz ważna jest zagubiona
Nerwy, szukanie rzeczy i winnych
Kto sprzątał i gdzie położył rzecz naszą

Jeżeli jednak, nie mamy potrzeby
Szukania rzeczy potrzebnej od zaraz
Czekamy, kto sprzątnie,
Kto sprzątnie. Za nas

Cisza w strategii, czekanie na to
Kto pierwszy posprząta, kto zacznie
Kto skończy, tak byśmy mogli
Odebrać sprzątanie z zadowoleniem

Warto poczekać, aż ktoś za nas zrobi
Komuś bałagan zacznie przeszkadzać
Dopóki nam osobiście nic nie zaginie
Jak ktoś posprząta, nam nie przeszkadza

Podświadomość

Śnimy o sobie, we dnie, w pogodzie

Bezwolnie, o troskach i przyjemnościach
Jak niewolnicy w kieracie myśli o sobie
W oddali, za drzwiami powiek,

Jesteś ukryta, przychodzisz nagle
Przecież nie myślę, nie pragnę tego
W świetle dnia szczątki rozmów
Mimo to czasem jesteś w mroku

Nie wiem dlaczego, nie znam powodu
Nie jestem w stanie uciec od zjawisk
Dzień nas zastaje w mijaniu siebie
W nocy widzimy się w podświadomości

Życie

Dziecko w beczce, pies w worku, stworzenie?
Owszem, do czasu nurtu przeszkody
Daję życie i odbieram, Władztwo życia i śmierci
Do czasu, gdy ty nie będziesz już potrzebny

Zwyrodnienie, metoda na wyjście z balastu
Bez skrupułów, czyste sumienie dla dobra
By stać się wolnym od trosk
Musisz zabić?

Zwierzę na torach, ufa Tobie, odchodzisz
Bo taki miałeś pomysł na śmierć
Gdzie Ciebie śmierć zastanie?
W beczce, worku, na torach kolejowych?

Nie zabijaj świata
Którego nie stworzyłeś

Myśli

Mrok, cisza, w ręku pukiel zmarłej matki
W myślach grób, dzieciństwo, głód i płacz
Za dużo ciemnych korytarzy myśli, biegną
Zrzucając książki z półek starych bibliotek

Kurczowy chwyt pożywienia, mimo że własne
By nikt nie zabrał, zawsze na zapas
Wspomnienie łaknienia z solą w palcach
Muzyka, twarz w chrzcielnicy z wódką

Dużo muzyki! By stłumić płacz wspomnień

Chłód murów, brak ciepła bliskich
Siła mięśni na sznurach, by świat przywołać
Ku Bożemu słowu, obyczajowi, obronie
Z myślą o ludziach

Przez myśli o sobie

Egzekucja

Wóz drabiniasty, droga ku niebu
Przez piekło kłamstw i pomówień
Szydercze zęby, uśmiechy władzy
Ręka sprawiedliwości z Bożej woli?

Wierzcie w to co teatr pokaże
Dusza prawdy w lochu, a jej ofiara
Spłonie w ogniu słusznej obrony
Przed kim? Może to lęk?

Wielu bać się powinien ten
Kogo wielu się boi
Pokazać Wam kto nie wierzy
Z trwogą, ale będziecie wierzyć

Wzbijam pracę rąk muzyki do Boga
Łzy przed ostatnią chwila życia
Ból, jęk, płomień palonej skóry
Twarz opadła z omdlenia

Po co trzymasz nad nią krzyż
Bez przebaczenia?

Koniec, spalone mięso, przestroga
Odchodzisz przy mojej muzyce
Zostaje tłum będący w niewiedzy
I Ci dostojni, tak świadomi

Iż każdy człowiek na podobieństwo Boga stworzony