Pokarm

Głodni, spragnieni, niewyspani
Dniem, nocą, karmimy się słowami
Ciepło liter pomiędzy ustami
Dotyk warg w wyrażeniach, zwrotach

Skrzydła listów na szybie, ekranie
Czymkolwiek, gdzie jedno zdanie
Otwiera drzwi duszy. Chaos
Bez względu na odległość

Zapach wspomnień, krótka wiadomość
Mapa ciał w kolejnych zdaniach na e-mailu
Jedzmy. Na poduszkach nocy. Bez końca
Bez talerzy, sztućców. W czcionkach prześcieradeł

Pokarm. Przy jednym stole w chmurach
Ważne zdania zawsze i wszędzie
Światło na ekranie, kolejna wiadomość
Przystawka. Serce i dusza czytają

Oczy jedzą

Poduszka

Chłód bieli poduszek na rękach drzew
Na brzuchach, nogach, zieleni dywanie
Zrzucone, jak wcześniej łzy deszczu. I dech.
Wiatru, którego tak przenikanie
Mrozi nas. Czy to niemoc w spaniu?
Czy sen niespokojny kogoś na górze
W granacie schodów, latarni księżyca
Gdzie w toni chmur poduszki różne
A spadek smuci lub tęczą zachwyca
Nastrojów grzmotem, humorem błyskawic
Ciepłem łez ze wzruszenia utkanych
Gdy śpisz, niebo milczy. Biel kołdry tylko
Wraz z niepokojem, puch zimy i deszcze
W zależności od ducha nastroju
Nie mogę zasnąć. A w rękach ręce
Drzew, co ukoją płomieniem
Światło na szybie. Płomień z komina
Topią się resztki poduszek drżeniem
Każdy z nas w różnych nastrojach zmian
Gdy źle, tak między nami. Pokażmy
Na górze, na dole. Nieważne gdzie
Gdzie związek wnętrza z poduszkami

Pani zmian nastrojów

Dlaczego taka jesteś?
Wchodzisz w organizm
Pustoszejesz wszystko
Zwalasz z nóg, z niemocą

Jesteś przyczyna i skutkiem
Czekasz aż przyjdę po antidotum
Wiesz, co jest bólem, tęsknotą
Świadoma monopolu na leki

Stoisz i milczysz, ja chcę więcej
Choroby na Ciebie, reanimacji
Dlaczego taka jesteś?
Pani zmian mych nastrojów

Nie napiszę nic

Nie napiszę dzisiaj nic
Zamykają się powieki bram
Przepraszam w milczeniu ścian
Czasem tak mam

Podnoszę się w ostatniej sile
By powiedzieć. To co czuję
Na bieli pergaminu. W słowach
Jestem. Czuję. Tak po prostu

Możesz powiedzieć „Odejdź”
Zamknę drzwi wspomnień na klucz
Nie zasnę sam. Będę jednak spał
W zmęczeniu. Z myślą o Tobie

Książka

Opowiedz mi o sobie, o swoim życiu
Nie. Nie wszystko. Nie do końca
Dlaczego? Chcę wiedzieć. Tak z ciekawości
Tak? A potem będę na nieodkurzanej półce?

Nie wiem, nie rozumiem Twojego życia
Wiedzieć chcesz wszystko. Bym potem był nudny
Będziesz. Jak przeczytam. Do bieżącej strony
Przykro mi. Nie. Nie będę nowością

Na targach wydawniczych

Autor, kilka stron życia. Moja treść
Czytam, gdy wieczór autorski. Nigdzie indziej
Informacje do plot pozostawmy prasie
Karmię uszy wybranymi rozdziałami

Nie wiesz jaki jestem. Nie do końca
Ciekawość, pytania bez odpowiedzi
Ssie w środku, bo nie chcę powiedzieć?
Nie będę Twoją przeczytaną książką

Droga

Furtka. Nie możesz trafić
Kamienne schody. Nie tędy droga
Wiatr. Deszcz. Prowadzę
Przewodnik z wyboru. Bo tak chciałem
Rozwiana koszula, bicz kropli
Mrok. Mury. Nieważne
Schody, może to moja powinność
Latarnie wieńczą koniec drogi
Ulica Brzozowa. Tu chciałaś dotrzeć
Idź. Chciałem pomóc
Dalszą drogę znasz

Cień

Cisza. Pytaj jak chcesz. Odpowiem.
Masz problem? Pomóc? Powiedz, pomogę
Cień. Za murem. Nie ma mnie. Jestem
Tylko wtedy kiedy tego oczekujesz

Nigdy nie narzucam się ze swoim „Ja”
Idź, podążaj drogą życia. Tak jak chcesz
Nie śledzę Cię. Nie mam obsesji. Myślę
Chcę być dobrym człowiekiem. Dla Ciebie

Być może kiedyś przepaść problemu
Spowoduje że zechcesz, pomyślisz
Nie narzucam się. Stoję w cieniu
Do czasu. Gdy zechcesz

Ciała i dusze

Łzy na poduszce. Smutek pod mrokiem
Myśli o drodze. Bez pożegnania
Bez rąk, ciepła. Pozostał chłód
Mamo i tato. Zaczyna boleć

Mam rozum. Nie myślę. Jak będzie lepiej
Bym znalazł radość. W samotności
Rzeczy na półkach. Twój pukiel na piersi
Bez leku w ogrodach. Na ranę śmierci

Rodziców, dla dzieci na ziemi

I tak będę żył. W wędrówce myśli z Wami
Bez ciał, dusz, bez snów ukojenia
Widać to z białych balkonów? Widać
To doceniamy, co stratą. Na zawsze

Bal pod głową

Noc. Wkrótce taniec myśli na parkiecie
Ciemne płaszcze mroku w oknach oczu
Bal duszy. Bez potwierdzeń zaproszenia
Nie ja zapraszam. Wnętrze

Czarne powozy na podjeździe głowy
Kandelabry oczu ze wskazaniem drogi
Mozaika uczuć na posadzce. Maski słów
Muzyka serca bije po strunach

Wino krwi uderza

Twój sen. Sto kilometrów od miejsca balu
Odległości nie dzielą. Pary myśli tańczą
Jestem z boku. Spisując historię zdarzeń
Śpij spokojnie. To u mnie zakłócenie

Ciszy nocnej w ciele

Jasność. Czarne powozy odjeżdżają
Gasną świece oczu. Ściany duszy milkną
Otwierasz okno dnia. Parapet biblioteką
Rękopisy zdarzeń z balu uczuć mojej duszy

W dobrej wierze

Krzyczysz o wolność, równość, obywatelskie prawa
Porywasz tłumy, wierzą Ci, w szczere chęci
Ludzie lubią usłyszeć to, czego oczekują
W umyśle Twoim plan osobisty

Niech Ci uwierzą, połowa sukcesu
Jesteś z nimi, z ich problemami
Gdy zaufanie urzędem Cię obdarzy
Jesteś człowiekiem

Dla siebie samego

Przyjdą, postoją pod złotem klamki
Masz fotel, obietnice spełnione
Masz w dupie to, co Ciebie nie dotyczy
Od dołu do góry

Liczą się słowa