Dopóki nie przyjdzie znikąd ból
Nie będę czuł co ty czujesz
Gdy spoza bliskich umiera ktoś
Wyrazy współczucia, lecz nie zrozumienie
Nie będąc tam, gdzie los innych zagnał
Nie mówię nic
Nie wiedząc, nie czując
Wyciągam dłoń
Wiem, co sam będę czuł
W chwili dotyku. Znikąd
Miesiąc: styczeń 2021
Audiencja
Obowiązek spełnienia, powinność którą spełniasz
Wobec własnego sumienia, bo tak trzeba, bo tak być powinno
Gdy już innej drogi nie ma, obowiązek spełnienia
Staje się koniecznym tak, lub milczeniem odchodzącym
By w zmęczeniu ukryć chwile kiedy czekam, kiedy pragnę
Pozostawić mnie samemu sobie
Niech emocją w duszy czeka, za drzwiami niepokojów
Wszystko jedno, śpię, nie obchodzi mnie, co robi
Nie jestem w jego wnętrzu. Nie widzę, nie czuję
A ja w deszczu, tak po prostu, najzwyczajniej w świecie
I po burzy tęcze kreślę, ku spokoju sumienia
Wychodząc z korytarzy złudzeń nie czekam na audiencję
Już nie czekam. Duszę z szatni zabrałem
Czasem
Czasem chwile z dzieciństwa, na skałach policzków łzy
Piwo w ręce, chleb z cebulą, papier i mam wszystko gdzieś
Jak mama
Nie dać się temu co było, walczyć o to co jest
A w razie czego z otwartej walić słowem prosto w pysk
Rzeki czasu nie zawrócę, wpływu na teraźniejszość
Ale mam prawo do życia, lepszego niż było
Twoja radość moim balsamem na duszy
Spokojnie, bez głodu, płaczu, strachu i krzyku
Każdy z nas żyje zgodnie z własnym sumieniem
Gdzieś we śnie przypomina się
Na pewno czasem dzieciństwo
Tylko czy muszą za to cierpieć?
Czasem robi się smutno, w cieniu przeszłości
Tylko na chwilę, pamiętam w oczach, żyję dalej
Może właśnie dlatego kochany Bóg
Za cierpieniem posłał dobroć
Iluzja
Jestem wyrocznią Twojego losu, Panią Twej egzystencji
Na ekranie, w słuchawce, czy w gabinecie
Twój los, moja gra, zaczynamy zabawę o życie
Ty pytasz, ja mówię. Co chcesz usłyszeć
Uśmiech, magia atmosfery, rozkładam karty
Twoja droga
Podaj swoją datę urodzenia
Pragniesz tego samego co wszyscy
Twoje życie bardzo się zmieni
Nowa miłość w życiu, pieniądze, praca
Uwierz w to, o czym marzysz
Każdy los wygrywa, za to mi płacą
Budzisz się oczekując na lepszy czas
Wsparty ręką wróżki masz wielką nadzieję
Że spełni się to o czym wiesz
Czego pragniesz
Nic się nie dzieje? Czar magii prysł?
Przecież tego chciałeś, wysłuchać swoich pragnień!
Nie spełniły się? Wiem dlaczego
Przyjdź do salonu, powiem Ci co zrobić
Przecież zawsze czegoś pragniesz
Pamięć
Noc przewraca z boku na bok myśli o przeszłości
Ognisko wielu bliskich żywot uśpione w popiele
Ciemność wzniesień grobów porośniętych chwastami
Rozpalam w duszy świeczkę pamięci
Na ziemskim padole w tylu miejscach oddaliście tchnienie
Salony miast, chaty wsi, bezkresne stepy wschodu
Niebo i krzyż na rozstaju dróg w ostatniej chwili takie same
Wszędzie
Zapada mrok zamykanych przez Boga oczu
Modlę się słowami nauczonymi przez was od wieków
„Wieczny odpoczynek racz im dać Panie”
Pierwsze krople deszczu łez na ścianie twarzy
Usta milczą, ramiona wasze w myślach mnie utulą
Kocham was i pamiętam jak mogę. Najprościej
Bo ty musisz
Nie dziecko, tej zabawki nie bierz z półki
Bo ty musisz mieć samochód sterowany
Choć byś nie chciał się tym bawić
Może dla mnie to ambicje
Może mnie to bawi?
Na zajęcia dodatkowe kalendarz rozpisany
24 na 24 masz być w życiu kimś, rozumiesz
Ja wiem, że to jest dla Ciebie przydatne
Ty jeszcze tego nie wiesz, dla swojego dobra
Od początku życia wiem lepiej co ważne w życiu
Jako autorytet z zerową punktacją błędów
Słuchaj się, a wyjdziesz na ludzi
Wstajesz i wiesz co robisz, chcesz czy nie chcesz
Dla twojego dobra
Jeżeli dostaniesz w dupę od życia
Bo masz tylko pokazaną jedną stronę
Trudno, takie jest życie, pamiętaj jednak
Bez laurów nie pokazuj się w domu
Spełniasz moje cele i marzenia
Jeżeli spotkamy się na pogrzebie
Bo rzucisz się w akcie desperacji pod pociąg
Po prostu uznam to za swoją porażkę
Zawiodłem się na tobie
A takie to dobre dziecko było
Lot ku niebu
Deszcz płacze nad nami
Deszcz płacze nad Polakami
Uniesione skrzydła aniołów poniosły was
Ku ostatniej podróży
Potrzebowałeś Panie Boże komuniku
Z prezydentem, duchownymi, politykami, generałami?
Teraz Tobie będą służyć ku chwale Bożej
Jeżeli taka wola
Modlimy się we łzach, spoglądając w chmury
Ostatnie spojrzenie tęsknoty za wami
Zostają saluty, salwy armatnie
Pamięć ku drodze
Ku drodze ostatniej
Głód
Kiedyś
Szczypta soli, niejedna pomiędzy palcami
Kurki smażone. Tylko w wyobraźni
Wypity sos cytrynowy, ocet z ogórków
I chleb z masłem, ucztą potrzeby bytu
Teraz
Ból głowy, mroki w oczach, krwotok z nosa
Ale żyję dalej, jeszcze nie ten czas
By nie jeść już nic, z niczego
Jeszcze się najem, jeszcze się napatrzę
W mroku, żeby nikt nie usłyszał
Schodzę do Krainy zapachów i smaków
Wodzę wzrokiem po bogactwie
Szczęśliwy ten kto zje, bo przeżyje
Biorę to, jeszcze tamto i więcej
Bojąc się, że może już jutro nie będzie
Niech zostanie na talerzu, niech widzę
Jest. Jedzenie, na zapas
Na zawsze
Pozostał zwyczaj, gdy światło w lodówce
Wskazuje różności i brak decyzji
Kroję plastry cebuli jak niegdyś
Na chlebie z masłem. I szczyptą soli
Mama – 2010
Modlę się i przytulam do twych pukli włosów
Brakuje mi twego ciepła, brakuje mi naszych rozmów
Kiedyś. Zawsze
Jestem dzieckiem, ojcem
Twoim synem, mamo
Nauczyłaś mnie żyć, pokazałaś świat
Takim jaki jest i jacy są ludzie
Dałaś mi całą siebie
Ale ja już nie będę sobą
Bez Ciebie
Pamiętam, choć nie ma mnie przy grobie
Jestem duszą, oczami nad Twym ciałem
Bo dla mnie byłaś, jesteś i będziesz
Mamą swego dzieciaczka
Są i będą łzy, nie zatrzymam tego
Za wcześnie odjechałaś czarnym powozem
Bóg zabrał Cię do Krainy szczęścia
„Za zieloną barierką będzie Ci najlepiej”,
Zostałem sam
Rajzer
Przechodzę przez kładkę nad Śliną, pod „pastuchami”
Nie myślę o tym gdzie czas dnia i nocy zastanie
Mam 10 lat, przyjechałem w ziemie przodków
I tak mi już zostanie, w sercu bilet ku swoim
Tu ciepłe mleko z kożuchem i pajdą chleba
Zapach siana, szelest zawijanego sera w płótnie
Czasem papierówka, wiśnia, marchew z pola
Co daje ziemia, cieszy oczy, podniebienie
Od zagrody do zagrody z kijem chodzę, swój
Przedstawiam się grzecznie, kiwają głowami
„Babcia Jamiołkowska by się cieszyła”
Jestem, by dziękować za to … że jestem
Szukaj mamo, choć wieczór nastał we wsi
Powiedzieli, że jestem na racuchach
Pieczone jabłka, ciasto i bąble od pokrzyw
Warto zasypiać w śpiewie świerszczy
Bo każdy dzień jest przygodą
Mijając pola za oknem pociągu, czy samochodu
Idąc pieszo w skwarze, czy biegiem w deszczu
Zajdę do was, wy do mnie, jak Bóg przykazał
Pamiętać o swoich, żywych i umarłych
Jak o miejscach świętych, w religiach świata
Które za młodu powinieneś odwiedzić
Które w starszeństwie winieneś przekazywać
Z włosem siwym jako ostatnie odwiedzać
Mieć przed oczyma w chwilach ostatnich